od: Anna
Kino Rialto w Poznaniu powstało w 1937 roku jako „Adria”, wcześniej natomiast mieściła się tam powozownia. Pierwszy seans odbył się prawdopodobnie we wtorek
28 grudnia 1937 roku, była to ”Barbara Radziwiłłówna” z Jadwigą Smosarską
w roli głównej. Twórcą kina był Józef Petrykowski, poznański
przedsiębiorca, który wydzierżawił ten teren. Co ciekawe chciał też otworzyć
jeszcze jeden bliźniaczy obiekt w okolicy dzisiejszego Teatru Nowego.
Na sali „Adrii” było 400 foteli.
Po wybuchu
wojny kino zostało przejęte przez Niemców i nazwane
„Kammer Lichtspiele”. Jako jedyne ocalało z wojennej
zawieruchy
w stanie praktycznie nienaruszonym. Dlatego tu odbyła się pierwsza
kinowa projekcja w wyzwolonym Poznaniu. Miała miejsce 21 marca1945 -
pokazano wówczas radziecką komedię muzyczną „Świniarka i pastuch”
I.A. Pyriewa z 1941 roku, która została poprzedzona najnowszym wydaniem
Polskiej Kroniki Filmowej. „Adria” była wypełniona po brzegi,
a projekcji towarzyszyło odegranie hymnu narodowego. Po 1945 przez chwilę byli „Jednością”, od
1946 zaczęło funkcjonować jako znane dziś„Rialto”.
Sam budynek na przestrzeni tych lat
właściwie niewiele się zmienił, dobudowano jedynie dzisiejszy hol
i trochę przebudowano zaplecze. Do końca XX wieku funkcjonowało jako kino premierowe lub zgrywające. Jest jednym z pierwszych kin, które przystąpiły
do Sieci Kin Studyjnych, reaktywowanej w 2005 roku. Ponadto organizowane są tutaj różnego rodzaju inicjatywy
kulturalno-filmowe: przeglądy,
festiwale, pokazy specjalne, pokazy szortów i dokumentów, spotkania
z twórcami, cykle filmowe, DKF-y, pokazy z muzyką na żywo, działania
edukacyjne skierowane do różnych grup wiekowych.
To właśnie w tym kinie miałam przyjemność oglądać w ubiegłym roku najlepszy według mnie film, mianowicie gruzińskie "Mandarynki". To film, w którym się zakochałam i to nie tylko dlatego, że opowiada o Kaukazie, który mnie tak interesuje. Film, który niczym obuchem wszedł mi w głowę i do tej pory nie chce z niej wyjść. Film, na którym płakałam a zdarza mi się to raczej rzadko. Bez niepotrzebnego patosu, pouczeń i widowiskowego morału pokazuje
bezsens wojny, pokazuje świat, który bezpowrotnie znika przez niemalże
braterski przelew krwi. pokazuje, że w takich sytuacjach tak naprawdę
nikt nie jest wygrany. Przepiękne zdjęcia, wyraziści bohaterzy, powolna
akcja pozwalająca na chwilę zadumy, wszystko to składa się na film
słodko-gorzki, który jednak na długo pozostawia nam w ustach ten
charakterystyczny posmak, jak tytułowe mandarynki. Bez wahania mogę powiedzieć, że gorąco polecam.
Kawał historii nam tu opowiedziałaś przechodząc od budynku kina do bezsensu wojny.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia kina. Chyba niewiele jest kin tak długo funkcjonujących. Trochę dziwna nazwa jak na rok 1946:)
OdpowiedzUsuńkino Rialto (a właściwie kinoteatr), też dość stare, jest również w Katowicach, ale przyznam, że nigdy nie zastanawiałam się nad etymologią nazwy :)
UsuńSłyszałam kiedyś coś o tym filmie, jednak w końcu standardowo nie obejrzałam go, bo zapomniałam sobie zapisać :P. Teraz mam nowy notes, to sobie odnotuję :D. Jak miło, że mogłaś właśnie w tym kinie obejrzeć ten film ;)! Miejsce z taką historią niewątpliwie ma duszę, specyficzny klimat. Pocztówka z charakterem!
OdpowiedzUsuńz kina - przyznaję - pamiętam tylko lobby w starym klimacie, sali kinowej zupełnie nie pamiętam, ponieważ film wciągnął mnie od samego początku i po jego zakończeniu byłam naprawdę jak uderzona obuchem. podejrzewam jednak, że pewnie wystrój i klimat były utrzymane tak jak lobby właśnie. muszę tam znów się wybrać przy okazji kolejnej wizyty w Poznaniu, żeby to sprawdzić :)
UsuńYyy próbuję sobie przypomnieć kiedy ostatnio byłam w kinie, ale nie potrafię :D baaaaaaaaardzo rzadko chodzę do kina i w ogóle rzadko oglądam filmy i to dlatego jestem w tyle nawet z klasykami. Słyszałam chyba jednak o "Mandarynkach" , bo ktoś już kiedyś mi go polecał, ale jeszcze go nie obejrzałam oczywiście xd Miejsce ma nawet bogatą historię i wiele się tam działo na przestrzeni lat, jednak sama pocztówka średnio mi się podoba. No, ale dla Ciebie ma wartość sentymentalną :)
OdpowiedzUsuńW Rialcie w Katowicach byłem kilka razy na seansach różnorakich w czasie studiów. Najbardziej utkwiły mi filmy "Ze śmiercią jej do twarzy" i "Faceci w rajtuzach" Brooksa :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o "Mandarynkach", ale po szybkiej wizycie na filmwebie stwierdzam, że muszę go zobaczyć w najbliższej przyszłości. Sama uwielbiam chodzić do kina, choć w ostatnich miesiącach troszkę to zaniedbałam i nie bywam tam tak często jakbym chciała ;(
OdpowiedzUsuń