Kwartalnik kulturalny - 1/2016

1 kwi 2016

Rozpoczynam nowy cykl na moim blogu - kwartalnik kulturalny. Ponieważ - odnoszę wrażenie - miesięczne podsumowania wyglądałyby u mnie słabo i mało ciekawie, zdecydowałam się na robienie tego typu postów raz na trzy miesiące. Być może z czasem okaże się, że jednak w ciągu trzech miesięcy dzieje się u mnie na tyle dużo, że będzie można rozbić te posty na trzy osobne, ale póki co pozostańmy przy tego typu okresowych podsumowaniach.
O czym będzie kwartalnik? O wszystkich przejawach kultury, z którymi się zetknęłam w danym czasie - przeczytanych książkach, obejrzanych filmach, odwiedzonych miejscach z kulturą związanych itp. Zapraszam zatem na pierwszą odsłonę pasażerkowego kwartalnika kulturalnego!

I. KSIĄŻKI
W ciągu ostatnich trzech miesięcy nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie, często z pracy wracałam tak wykończona, że jedyne na co miałam siłę to bezmyślne oglądane telewizji. Jakby tego było mało na początku roku miałam czytelniczy kryzys i nie mogłam przysiąść do żadnej książki. Mimo to udało mi się w tym okresie przeczytać 14 książek, wśród których znalazły się takie pozycje jak:
Jean-Claud Izzo "Szurmo" 
Sięgnęłam po tę pozycję, ponieważ z opisu wynikało, iż jest to kryminał osadzony w Marsylii. W Marsylii byłam więc uznałam, że miło będzie tam wrócić, chociażby poprzez książkę. Niestety pierwsza noworoczna pozycja bardzo mnie rozczarowała i kończyłam ją bardziej dla zasady niż ze względu na ciekawość rozwiązania zagadki. Jedynym interesującym aspektem powieści była tematyka imigrantów, braku asymilacji, tworzenie się swoistych gett oraz werbowanie wśród tych ludzi bojowników terrorystycznych, ale nawet to zostało zarysowano dość powierzchownie.


Piotr Adamczyk "Dom tęsknot"
Wielokrotnie w odmętach internetu natykałam się na cytaty tego autora (tak, przyznaję, początkowo myślałam, że chodzi o aktora Piotra Adamczyka), które miały w sobie to coś co poruszało jakieś tajemnicze struny mojej duszy. W końcu udało mi się w bibliotece zdobyć pozycję, z której pochodziły i okazało się to strzałem w dziesiątkę - książkę pochłonęłam błyskawicznie. Zarówno styl Adamczyka jak i snuta przez niego fabuła (dorastanie w powojennym Wrocławiu) sprawiły, że w pewien sposób również ja cofnęłam się do czasów swojego - nieco późniejszego co prawda - czasu niewinności i poznawania świata.


Andrzej Stasiuk "Przez rzekę"
Kto mnie choć trochę zna wie, że darzę Stasiuka miłością dozgonną choć trudną. Są w jego dorobku pozycje, które mogę czytać wciąż od początku i wciąż odkrywać tam coś, czego nie zauważyłam wcześniej; z drugiej strony napisał też takie książki, które zupełnie nie przypadają mi do gustu i nie rozumiem skąd taki duży rozrzut w twórczości jednego człowieka. To co jednak łączy jego twórczość to fakt, że potrafi pisać tak, że człowiek z nim podróżuje przez puste i bezkresne drogi Wschodu, dzikie górskie szlaki czy zatłoczone ulice Warszawy. Potrafi nakreślić wszystko w taki sposób, że wręcz czuje się te wszystkie zapachy, dźwięki, faktury. Nie inaczej jest w przypadku tej książki, która jednak trafiła do kategorii "tej nie lubię". Ale nadal uważam, że Stasiuk wielkim pisarzem jest ;)

Tanya Valko "Miłość na Bali"
Kto mieć choć trochę zna wie również, że uwielbiam książki, których akcja toczy się w krajach arabskich. I choć w większości przypadków literatura ta nie jest najwyższych lotów i często opisywane historie są na tzw. "jedno kopyto" to i tak je czytam i tak. Z tego też powodu trafiłam na Tanyę Valko i jej czterotomową serię "Arabska żona", której "Azjatycka saga" jest swoistą kontynuacją. Styl autorki mnie irytuje, łapię ją na wielu nieścisłościach, ale i tak czytam kolejne książki i tak. I choć Daleki Wschód jest rejonem, który mnie zdecydowanie mniej interesuje, to jednak z ciekawością zagłębiłam się w mistyczny i tajemniczy świat indonezyjskiego Bali. Nie na tyle jednak, żeby zapałać do tego regionu nieposkromioną ciekawością i chcieć tam pojechać już, zaraz, natychmiast.

Piotr Kossowski "Tygiel"
Książka znalazła się w moich rękach jako nagroda konkursowa za sprawą Justyny z bloga Poradnik turystycznego myślenia i okazała się nagrodą trafioną w przysłowiową dziesiątkę. Pomimo tego, że kierunki podróżnicze autora nie należą do moich priorytetowych (Ameryka Południowa, Afryka, Tajlandia) to z ogromną zainteresowaniem i wręcz fascynacją czytałam kolejne strony książki. Nie jest to typowa podróżnicza książka, na próżno szukać tam wskazówek, porad czy ciekawostek, o których warto dowiedzieć się przed wyjazdem - to raczej zbiór myśli, emocji, wrażeń, wspomnień, które chyba najlepiej oddają istotę podróżowania. Sposób w jaki autor opisuje poszczególne miejsca, bez owijania w bawełnę, sprawia, że RPA, Brazylia czy Tajlandia może nie jawią się jako piękne kraje, ale z pewnością stają się krajami ciekawymi, o których warto chociaż przez chwilę pomyśleć.

Miłosz Brzeziński "Pracować i nie zwariować"
Książka należy do mojej biurowej biblioteczki, ale zwróciłam na nią uwagę dopiero gdy jeden ze studentów zwrócił nam ją po przeczytaniu. Miłosz Brzeziński swego czasu dość często występował w "Dzień dobry TVN" jako ekspert od zdrowego podejścia do pracy a jego rady i zalecenia zawsze były przedstawiane w sposób przyjazny. Podobnie jest z książką - mimo, że dotyczy tematu dość nudnego to jednak jest napisana w atrakcyjny sposób i po prostu wciąga (ja przeczytałam ją w jeden dzień). A jakby tego było mało ma całkiem sporo do zaoferowania - mimo, że zdecydowanie bardziej przyda się pracownikom korporacji i dużych firm niż mnie to  kilka rad udało mi się wdrożyć w pracowe życie.

Rani Manicka "Dotknięcie ziemi"
Opis książki obiecywał bardzo wiele, przede wszystkim jednak bardzo ciekawą fabułę obyczajową. Dlatego też z zapałem zabrałam się za tę książkę i początkowo wybaczałam jej to, że jest bez szału, licząc na to, że za chwilę, za moment rozkręci się. Właściwie to się rozkręciła, ale z pewnością nie w taki sposób w jaki bym chciała. Dziwna i kulejąca fabuła, mnogość bohaterów, ciągłe zmiany narracji, beznadziejne zakończenie spowodowały, że jest to najgorsza książką, którą przeczytałam w tym kwartale, a nawet w ostatnim półroczu. Nie powiem, że była to strata czasu, ale z pewnością lepiej spożytkowałabym ten czas decydując się na inną pozycję.

Suki Kim "Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit"
Korea Północna jest dla mnie tragicznym, ale jednocześnie fascynującym miejscem (swego czasu chciałam właśnie tam odbyć swoją podróż poślubną) - w jakiś sposób to niesamowite, że w XXI wieku, w dobie internetu i cyfryzacji ten kraj wciąż jest w stanie całkowicie izolować się od reszty świata i kreować jego wizję w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości. Dlatego zawsze z ciekawością sięgam po książki dotyczące tego kraju - ta była wyjątkowa, bo opisywała Koreę Północną od środka, ale oczami kogoś z zewnątrz. Kampus uczelniany niczym więzienie, wycieczki, w trakcie których można zobaczyć tylko to, co zechce pokazać władza, reżim udający demokrację... Przerażające, że takie coś istnieje naprawdę. Gorąco polecam, książka daje naprawdę do myślenia.

Anna Sebba "Ta kobieta. Wallis Simpson"
O Wallis Simpson - kobiecie, dla której brytyjski król Edward abdykował z tronu - przeczytałam kiedyś artykuł w gazecie i spowodował, że postać ta wydała mi się interesująca. Bo kim musi być ktoś, dla kogo mężczyzna jest gotowy zrzec się tronu największego imperium na świecie? W trakcie którejś z wizyt w bibliotece zupełnym przypadkiem rzuciła mi się w oczy ta pozycja, dzięki której mogłam pogłębić swoją wiedzę na temat tej poniekąd tajemniczej kobiety. Co prawda sama biografia nie jest napisana oszałamiająco, ale jej niedociągnięcia są skutecznie maskowane przez fascynującą historię znajomości tych dwojga oraz opisy powojennych realiów najwyższych elit brytyjskich.

Małgorzata Halber "Najgorszy człowiek na świecie"
Pozycję tę polecał jeden z wokalistów zespołu, którego słucham, wręcz zachwycał się nią. Ponieważ jesteśmy dość zgodni pod względem zainteresowań w kwestii literatury postanowiłam mieć tę książkę na uwadze. Jakiś czas później okazało się, że autorka książki jest autorką rysunków z fanpege'a "Bohater", którego jestem wielką fanką. Uznałam więc, że tym bardziej powinnam się książką zainteresować. Kiedy więc w grudniu dostałam premię nie było wyjścia, wśród innych książek znalazła się też ona. I nie żałuję tego, chociaż jest to pozycja ciężka. To książka o wychodzeniu z nałogu, o odwyku, ale odzierająca ten proces z jakiejś cukrowej otoczki, bez zbędnego patosu, ugładzenia, ale też bez epatowania niesmacznymi obrazami. To też studium osobowości, człowieka pełnego kompleksów, którego każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu ma w sobie. Dla mnie więc była to pozycja w pewien sposób też terapeutyczna. A i sporo cytatów tam znalazłam, które z chęcią zapamiętam.

Paweł Smoleński "Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie"
Każdy z nas słyszał kiedyś coś o Kurdach, ale mało kto wie o nich coś więcej. Z pomocą przychodzi więc Smoleński, który w swoim reportażu jak zawsze znakomicie pokazuje blaski i cienie tej nacji. A do tego pisze po prostu w sposób wciągający, łącząc historię z ciekawostkami, politykę z opowieściami ludzi z krwi i kości. Przede wszystkim to chyba jednak książka, która próbuje oswoić islam - pokazuje naród i nieuznawane przez nikogo państwo, w którym panuje islam zupełnie inny niż ten znany z telewizji. Pokojowy islam, brzmi abstrakcyjnie, prawda? Ale to właśnie tu wprowadzono zakaz okaleczania kobiet ze względów religijnych, to właśnie tu toczy się nieustanna walka o równouprawnienie, ale też o zgodę na nieortodoksyjny, współczesny ubiór Kurdyjek i to właśnie tu odrzuca się tezy głoszone przez talibów. Kurdowie od lat, próbując odeprzeć ataki swoich sąsiadów, ciemiężycieli i ekstremistów, starają się stworzyć miejsce, w którym można żyć w zgodzie nie tylko z religią, ale i z samym sobą. Można? Można. I ich przykład pokazuje, że warto.

Gayle Forman "Zostań, jeśli kochasz"
Zwykle najpierw czytam książkę a dopiero potem oglądam jej ekranizację, żeby móc je sobie porównać a jednocześnie nie mieć przez film narzuconej już wizji postaci i miejsc, w których toczy się akcja. W tym przypadku jednak najpierw obejrzałam film a dopiero później dowiedziałam się, że powstał na podstawie książki. I tak w końcu nadszedł moment, żeby sięgnąć i po pierwowzór. Rzadko kiedy film podoba mi się bardziej niż książkowy oryginał, ale w tym przypadku to właśnie ekranizację uważam za lepszą. Historia w książce wydaje się być niesamowicie przewidywalne i banalna a ciągłe przeskakiwanie z teraźniejszości do przeszłości nieco mnie irytowało. Ale może to dlatego, że znałam już cała fabułę i oczekiwałam od książki czegoś więcej, czego nie było w filmie.

Gayle Forman "Wróć, jeśli pamiętasz"
Ponieważ zawsze czytam książkowe serie do końca nie było wyboru, musiałam sięgnąć po kontynuację poprzedniej pozycji. Mimo, że znowu do bólu przewidywalna i nieco trywialna to chyba spodobała mi się bardziej niż część pierwsza. Być może wynika to z faktu, iż tu nie opierałam się na gotowej wizji filmowej i nie wiedziałam co mnie czeka? A może to fakt, że akcja głównie toczyła się w Nowym Jorku, które jest wyjątkowo "fotogenicznym" miastem w książkach? Za to zakończenie zupełnie mi się nie podobało. Chyba wolałabym coś bardziej skomplikowanego, psychologicznego, dramatycznego... Ale to chyba nie ten rodzaj literatury ;)

Jenny Nordberg "Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie"
Po raz kolejny pozycja z mojej ulubionej serii wydawnictwa Czarne. Jeśli ktoś chce mnie uszczęśliwić w ciemno może kupić książkę z tej serii, na pewno mi się spodoba. Nie inaczej było w przypadku tej książki, która przeniosła mnie do Afganistanu i pokazała, że bunt przeciwko narzuconym ograniczeniom może przybierać przeróżne formy. W tym przebieranie się za chłopców, którym w islamskiej kulturze zwykle wolno zdecydowanie więcej niż dziewczynkom. Fascynujące historie kobiet, które nie ulegają presji konserwatywnemu islamowi i walczą z nim w ten zawoalowany pokojowy sposób to coś co warto przeczytać. Bo warto pamiętać, że za burką kryją się kobiety z krwi i kości, które też mają swoje zdanie, swoją siłę i swoje przekonania.

II. FILMY
Od początku roku do końca marca byłam w kinie aż jeden raz i to tylko dlatego, że miałam bilety z pracy. W lutym, w ramach oglądania wszystkich nominowanych do Oscara filmów, obejrzałam "Zjawę", dzięki której Leonardo diCaprio w końcu zdobył swojego długo wyczekiwanego Oscara.
Nie jest to mój ulubiony typ filmów, czasy i klimaty westernu zupełnie mnie nie interesują, ale muszę przyznać, że całość została zrobiony z ogromną dbałością o szczegóły i odwzorowaniem realiów. A Oscar dla Leo był jak najbardziej zasłużony, bo i postaci (nie tylko główny bohater) zostało znakomicie zarysowane, wielowymiarowo i pełnokrwiście. Na tyle dobrze, że zupełnie na zauważyłam mijającego czasu - film trwa nieco ponad dwie i pół godziny!

Poza tą jedną kinową wizytą w tym kwartale obejrzałam tylko - albo aż - 40 filmów. Sporą część stanowiły wspominane już przeze mnie oscarowe, z których najbardziej spodobał mi się "Spotlight", który zdobył tytuł najlepszego filmu 2015. Pierwszy raz udało mi się właściwie wytypować pozycję, która zdobędzie statuetkę, zazwyczaj moje preferencje są zupełnie odmienne od tych Komisji. Filmem, który jednak w ostatnim kwartale spodobał mi się najbardziej i zdecydowanie zasługuje na wzmiankę była "Nienawistna ósemka" Quentina Tarantino. Jego twórczość jest specyficzna, kiczowata, przerysowana i zdecydowanie należy do kina klasy B, ale jest w tym takim mistrzem, że aż przyjemnie się to ogląda. Sporo wielbicieli Tarantina uważa ten film za najgorszy w jego karierze, mnie jednak wbił w fotel.
W pamięć zapadł mi jeszcze polski "Plac Zbawiciela", pozostałe obejrzane przeze mnie w tym okresie filmy były lepsze lub gorsze, ale żaden z nich nie wywołał we mnie żadnego "wow". Może w przyszłym kwartale uda się zostać przez coś olśnioną?

III. TEATR
O dziwo, w tym czasie byłam też aż trzy razy w teatrze! Zważywszy na to, że w ubiegłym roku w teatrze byłam jeden jedyny raz, to w tym kwartale wyrobiłam już 300% normy roku ubiegłego... A to dopiero początek roku!
W weekend walentynkowy byłam w Teatrze Wielkim w Poznaniu na "Madame Butterfly", na którą bilety dostaliśmy razem z Szymonem od jego rodziców na Boże Narodzenie. Była to moja pierwsza opera w życiu i choć początkowo zupełnie ta formuła zupełnie nie przypadła mi do gustu to z czasem "wkręciłam się" w opowiadaną śpiewem historię. Myślę, że było to też możliwe dzięki temu, iż wiedziałam o czym śpiewają bohaterowie - opera wystawiana jest po włosku, ale nad sceną znajdował się wyświetlacz, na którym pokazywano przetłumaczony tekst poszczególnych arii. Sama historia wyjątkowo mnie wciągnęła, ale nie ukrywam, że z pewnością bardziej spodobałaby mi się w formie tradycyjnego spektaklu. Kolejnym operom nie mówię jednak nie. 

W lutym byłam również w Centrum Kultury w Gdyni na przedstawieniu "W małym dworku" autorstwa Witkacego. Jako jedenastolatka dopadłam w domowej biblioteczce ten dramat i natychmiast się w nim zakochałam a miłość trwa ta po dziś dzień. Zakochałam się w tej opowieści na tyle, że próbowałam przekonać moją polonistkę, że moglibyśmy naszą klasą wystawić tę sztukę w szkole. Niestety nie podzielała mojego entuzjazmu... Co wcale nie dziwi, zważywszy na to, że "W małym dworku" opowiada o powracającej z zaświatów Anastazji, która zmarła w nie do końca jasnych okolicznościach. Są morderstwa, są samobójstwa, jest dwóch kochanków zmarłej, słowem - Witkacy w świetnej formie, zdecydowanie nie dla dzieciaków z podstawówki. Sam spektakl wykonywany był przez amatorską grupę Scena 138, ale według mnie jak najbardziej podołał zadaniu i z CK wychodziłam w pełni zadowolona. Dokładnie tak wyobrażałam sobie tę historię na deskach teatru.

Ostatnie przedstawienie, na którym byłam miało miejsce w Teatrze Muzycznym w Gdyni i był to gościnny występ warszawskiego Teatru Kwadrat ze spektaklem "Medium" z Pawłem Małaszyńskim i Mają Hirsch w rolach głównych. Premiera tej angielskiej komedii miała miejsce w 1941 roku, ale mimo upływu czasu nadal bawi i śmieszy. Polska adaptacja przedstawia toczącą się w latach 30-tych ubiegłego wieku w podwarszawskim Konstancinie historię państwa Osowieckich W trakcie seansu spirytualistycznego w ich domu materializuje się była żona pana domu, która sporo namiesza w ich dotychczasowym życiu. I jak nie jestem raczej skora do śmiechu oglądając komedię i tego typu rzeczy, tak w tym przypadku nie raz śmiałam się z innymi, co może być najlepszą rekomendacją dla tego przedstawienia.

IV. MUZEA
Początek roku nie obfitował u mnie w odwiedziny przybytków tego typu, ale będąc w marcu na weekend w Londynie udało mi się odwiedzić trzy najważniejsze muzea na turystycznej mapie tego miasta. Wszystkie trzy muzea są jednak tak ogromne, że można byłoby poświęcić na każde z nich osobno cały dzień. Najwięcej czasu spędziłam w Muzeum Historii Naturalnej, które też zrobiło na mnie największe wrażenie. Zależało mi, żeby je odwiedzić, ponieważ chciałam obejrzeć przede wszystkim wystawę poświęconą dinozaurom. Jako dziecko zbierałam gazety "Dinozaury" i chciałam zostać paleontologiem, dlatego zobaczenie tych wszystkich szkieletów, o których marzyłam jako kilkulatka była dla mnie niesamowitym przeżyciem - nawet mimo tego, że paleontologiem już bym być nie chciała :) Pozostałe wystawy były również wciągające, zwłaszcza, że każda z nich w dużej mierze była interaktywna - poczułam się znów jak ciekawe wszystkiego dziecko.

Kolejnym odwiedzonym przeze mnie muzeum było, sąsiadujące z poprzednim, Muzeum Nauki. Tu z kolei największą frajdę miał Szymon - te wszystkie maszyny, samochody, lokomotywy, urządzenia naprawdę robiły spore wrażenie. Ciekawa była również wystawa dotycząca astronautyki, możliwość sprawdzenia jak to jest robić wszystko w rękawicach stroju kosmonauty było ciekawym przeżyciem. Mnie do gustu przypadła jednak najbardziej interaktywna tematyczna wystawa "Who am I?", która pozwalała na rozwiązywanie różnych quizów, zagadek i zadań pokazujących działanie naszego ciała, mózgu, zmysłów i charakteru. Najsmutniejsze jednak było to, że po kształcie mojej dłoni komputer uznał, że jestem mężczyzną ;)

Ostatnim muzeum, które odwiedziliśmy w trakcie naszego wyjazdu było British Museum, które jednak obejrzeliśmy "po łebkach", bo zwiedziliśmy tylko jedno (i to niecałe) piętro. Podejrzewam, że gdybym przyszła tu z samego rana to wychodząc wieczorem nadal nie obejrzałaby dokładnie wszystkich kolekcji i zdobyczy Brytyjczyków. W związku z ograniczonym czasem skupiliśmy się przede wszystkim na wystawie dotyczącej starożytnego Egiptu oraz Celtów. Mumie na żywo robią wrażenie, ale z tych trzech to muzeum podobało mi się najmniej - być może dlatego, że jest to jednak typowe klasyczne muzeum, w którym nie wolno niczego dotykać i można tylko patrzeć i czytać, patrzeć i czytać... Mimo wszystko, jeśli w przyszłości znów zawitam do Londynu to pewnie zajrzę tam raz jeszcze, żeby zobaczyć kolejną część tych skarbów.

V. KONCERTY
Jak pewnie część z was wie, koncerty są dla mnie bardzo ważnym elementem codziennego życia, toteż i ich nie mogło zabraknąć w ostatnim kwartale. Sezon się dopiero zaczyna, miałam też sporo innych wyjazdów krzyżujących koncertowe plany, ale mimo to udało mi się być na 3 koncertach:
  • 23 stycznia, Sopot - Pidżama Porno
  • 19 lutego, Gdynia - Strachy na Lachy
  • 3 marca, Gdańsk - Radio Bagdad + Koniec Świata
Wszystkie zespoły to tzw. zespoły mojej młodości, czyli czasów licealnych kiedy to mój gust muzyczny ostatecznie się kształtował, koncerty były codziennością a tanie wino... cóż, smakowało wybornie. Szczególnie cieszę się z koncertu Pidżamy, która jest moim najukochańszym zespołem od wielu lat, nawet temat mojej pracy magisterskiej poniekąd wynikał z pasji do tego zespołu a sam zespół reaktywował się dopiero w ubiegłym roku po 10 latach przerwy. Za każdym razem więc czuję się na koncercie jakbym znów miała te szesnaście lat. Szkoda tylko, że Grabaż, wokalista zespołu, upodobał sobie tak beznadziejny klub na swoje koncerty w Trójmieście.  Na szczęście aż do jesieni nie będę musiała tam zaglądać.

15 komentarzy:

  1. Sporo bardzo ciekawych pozycji tu widzę. Z książek upodobałam sobie 'Tygiel', który chcę przeczytać. Dawno nie podobał mi się tak bardzo film oskarowy, a tym filmem jest Spotlight, za resztę jakoś nie mam kiedy się wziąć. Za pewne w wakacje znajdę na to czas, gdy skończą się moje kryminalne seriale i nie będzie po co sięgać. Lubię muzea, więc na pewno podobałyby mi się Londyńskie. Mieszkając w Dublinie często chodziłam do Muzeum Narodowego, na szczęście było darmowe, tylko czasami jakieś dodatkowe ekspozycje były płatne, ale też niedrogo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tygiel" gorąco polecam, to dość nietypowa książka podróżnicza, ale naprawdę wciąga. a co do muzeów to pewnie to w Dublinie też bym odwiedziła, tym bardziej, że jest za darmo. szkoda, że u nas te najważniejsze kolekcje też nie są udostępnione bezpłatnie.

      o, seriale kryminalne. mogłabyś mi coś polecić? lubię seriale w tym typie, ale jakoś nie mam szczęścia, żeby wynajdywać wartościowe ;)

      Usuń
    2. Może po prostu napiszę Ci, te które oglądam obecnie i które mi się osobiście podobają: Rizzoli and Isles, Chicago PD, Quantico, Law and Order SVU, NCIS: New Orleans - to z obecnych. Teraz te już zakończone: Magia kłamstwa, Anatomia prawdy i The Killing. Może coś przypadnie Ci do gustu, daj znać ;)

      Usuń
    3. dziękuję bardzo! na pewno w wolnej chwili je obadam na filmwebach i tym podobnych i w wolnej chwili postaram się nawet obejrzeć pilotażowe odcinki. z wymienionych przez Ciebie kojarzę tylko ten pierwszy, ale nawet rozważałam swego czasu zaczęcie oglądania go. finalnie odłożyłam te zamiary na później, ale skoro też go polecasz to widać coś jest na rzeczy i warto rzucić na niego okiem :)

      Usuń
  2. Świetny pomysł na cykl postów - podsumowań trzymiesięcznych. Ja też robię podsumowania, ale co miesiąc - tak mi łatwiej. Dzięki takim podsumowaniom można zobaczyć, co ciekawego się robiło przez minione tygodnie i co udało się osiągnąć, jakie plany i cele zrealizować albo przybliżyć a które nie.

    Przyznam się, że i ja mam kryzys czytelniczy. Czytam jedynie przewodniki, mapy i blogi :) Książki coś mi nie podchodzą. Ostatnio wolę wyjść z domu niż siedzieć z książką.
    Koncerty też uwielbiam ale mam inny gust muzyczny. Mój gust muzyczny ukształtował się już bardzo wcześnie - dzięki rodzicom i dziadkom - zawsze w domu leciała muzyka, a to z płyt w gramofonie kiedyś a to radio a to wszelkie festiwale muzyczne w TV i tak i ja chłonęłam taką muzykę,czyli polską muzykę. Kocham koncerty i każdy z nich jest dla mnie ogromnym przeżyciem i wzruszeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja na comiesięczne podsumowania chyba jestem zbyt roztrzepana, ale raz na trzy miesiące to akurat w sam raz, żeby się zmobilizować :)

      u mnie z kolei kryzys czytelniczy zażegnany i znów czytam dwie książki na raz. szczególnie w komunikacji miejskiej i... w wannie :)

      Usuń
  3. Szacun dziewczyno za umiejętność zorganizowania sobie czasu tak, żeby był i na Kulturę :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, wbrew pozorom na te trzy miesiące to wcale nie wychodzi tak dużo :)

      Usuń
  4. Agato, mam wielką nadzieję, że to nie był żart na Prima Aprilis i te podsumowania faktycznie będą się pojawiały :D Taki kwartalnik to świetna sprawa! Dużo tego i tak marnie w porównaniu do mojej kulturalnej odsłony.
    Na koncercie nie byłam żadnym od... nie pamiętam kiedy. Ostatnio chyba byłam na Braciach Figo Fago jakoś w ubiegłym roku, albo na Juwenaliach. Muzea hmm. Okej, wiem! Byłam w grudniu w Muzeum Sera w Amsterdamie. Mam problem z muzeami i zazwyczaj szkoda mi na nie pieniędzy. Wolę kupić miliony pocztówek niż bilet do muzeum i potem słyszę, że kupiłabym sobie za to jeszcze jeden nocleg albo bilet, a wydałam na kartki. Coś w tym jest, muszę to zmienić :P
    Świetnie, że mieliście okazję udać się do Londynu! Na mnie podróże muszą poczekać, a ja niecierpliwie odliczam dni aaa! :)
    Pamiętam jak napisałaś mi o tej historii z wystawianiem sztuki w podstawówce haha, muszę przyznać, że to naprawdę niezła historia :)
    Co do książek, to styczeń i luty okej, jednak marzec jakoś tak nie był dla mnie zbyt łaskawy. Nie mogę się wciągnąć nadal w żadną historię, coś zaczynam i odkładam. Czwarty kwietnia a ja nadal nic nie przeczytałam :/ Chętnie łyknęłabym kilka z książek, które przeczytałaś! Na przykład "Tygiel", tę o Korei Północnej, "Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie", a także tę Adamczyka. Wiesz, że dopiero uświadomiłaś mi, że tej książki nie napisał ten aktor? :D Ja nie sięgał po nią, bo Adamczyka nie lubię, a tu masz! Muszę teraz już na pewno po nią sięgnąć :)
    Co do filmów to obejrzałam znów Harrego Pottera (na szczęście jedną część tylko) oraz dwie pierwsze części Igrzysk Śmierci, bo leciały w telewizji. Jak zwykle, jeśli chodzi o filmy, to bez szału :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejj źle napisałam :D miało być, że ja wypadłam marnie w porównaniu do Ciebie :D

      Usuń
    2. hahaha, faktycznie, nawet nie zwróciłam uwagi, że wrzuciłam to w prima aprilis więc nie zabrzmiało to w pełni poważnie :D ale naprawdę planuję prowadzić kwartalnik oraz naprawdę przeczytałam te książki, obejrzałam te sztuki i byłam na tych koncertach :D

      dla mnie koncerty są częścią mojego życia więc po prostu muszę od czasu do czasu na jakiś pójść, inaczej jestem niemal chora. teraz i tak bywam na nich rzadko w porównaniu z ubiegłymi latami więc skoro ja jak na siebie ich sporo odpuściłam to tym bardziej nie dziwię się, że ktoś kto się tym aż tak wręcz fanatycznie nie jara też rzadko na nich bywa.
      jeśli chodzi o muzea to wbrew pozorom mam tak jak Ty, trochę mi szkoda na nie pieniędzy, szczególnie gdy nie mam pewności, że dane miejsce jest naprawdę godne uwagi i będę się tam fantastycznie bawić. muzea w Londynie były pierwszymi muzeami za granicą, które odwiedziłam od bardzo bardzo dawna... ale były darmowe i przyznaję, że to był jeden z argumentów za spędzeniem tam ponad połowy dnia w trakcie wyjazdu :D
      co do książek to ja z kolei taki kryzys miałam właśnie na początku roku, też nic nie było w stanie mnie odpowiednio zainteresować, ale w końcu weszłam już w ten swój czytelniczy tryb. krótka przerwa na pewno i Tobie nie zaszkodzi a może wręcz zaostrzy apetyt na kolejne pozycje. a te, które Ci się z mojego spisu spodobały to zdecydowanie jedne z lepszych pozycji tego kwartału. ja bym do tej listy jeszcze dopisała "Najgorszego człowieka", ale o nim już gdzieś pisałyśmy więc wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu. no i cieszę się, że dzięki mnie udało się zrehabilitować Adamczyka-autora książek :D
      oooo, Igrzyska też oglądałam. nie wiem, który to już raz, ale jakoś lubię wracać do tej ekranizacji. o Potterze i mojej (niezdrowej zapewne w tym wieku) nim fascynacji to już w ogóle nie wspominając :D

      Usuń
  5. Bardzo się cieszę, że "Tygiel" Ci się spodobał. Ja też czytałam książkę z ogromnym zainteresowaniem, chociaż jest zupełnie inna niż literatura podróżnicza po którą zazwyczaj sięgam.
    Dopatrzyłam się jeszcze dwóch pozycji po które chciałabym sięgnąć. Po pierwsze Tanya Valko "Miłość na Bali". Serię "Arabska żona / córka..." wręcz pochłonęłam (chociaż było to już dawno temu). Mimo, że faktycznie w książkach wiele faktów się nie zgadza to lubię takie historie osadzone w mniej znanych mi zakątkach świata.
    Dużo dobrego słyszałam też o książce Małgorzaty Halber. Mnie Małgorzata kojarzy się z czasem nastoletnim kiedy zaczęłam oglądać kanały muzyczne, a ona prowadziła program w MTV (a może w Vivie... nie pamiętam). Wyglądała na spełnioną, szczęśliwą... Intryguje mnie co się stało. A może nic się nie stało, może to tylko ta telewizyjna fikcja? Jak tylko będę miała możliwość chętnie sięgnę po książkę.

    P.S. Bardzo mi się podoba pomysł Twojego kwartalnika. :) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt, "Tygiel" nie jest typową literaturą podróżniczą, ale i tak bardzo mi przypadł do gustu. może właśnie przez tę inność?
      jeśli czytałaś serię "Arabska żona" to koniecznie sięgnij po "Azjatycką sagę" czyli "Miłość na Bali" oraz wcześniejszą "Okruchy raju", bo jest to właściwie kontynuacja poprzedniej serii - opowieści wciąż toczą się w dużej mierze wokół Doroty i Marysi.
      co do Małgorzaty Halber to przez Twój komentarz wklepałam w wyszukiwarkę nazwisko autorki i pierwszy raz ją zobaczyłam. rzeczywiście to Gośka z Vivy! główną bohaterką książki jest co prawda Krystyna, ale po Twoim odkryciu widzę, że jest to książka z pewnością ze sporym wątkiem autobiograficznym i przez to teraz wszystko nabrało dla mnie jeszcze większego sensu. dzięki!

      Usuń
  6. Ciekawy pomysł na takie podsumowanie:) Jeżeli chodzi o książki z Twojej listy to żadnej nie czytałem, a nawet nie słyszałem. Moje ostatnio przeczytane książki to Monsignore Kichote (Greene Graham), Piękna rola (Sagan Françoise) i Prawnik (Grisham John). Londyńskie muzea także miałem okazje widzieć.
    PS. Cieszę się, że przesyłka dotarła i sprawiła radość:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zjawy nie oglądałam, za to towarzyszylam ciałem Adamowi, kiedy oglądał ten film :D. Średnio mu się podobał, ja wiele powiedzieć nie mogę, bo odrabiałam zadania domowe :D. Za to wiem na pewno, że Leo powinien dostać oskara już dawno, za Titanica albo za Wilka!
    Muszę przyznać, że owocny ten Twój kwartał :D! W teatrze nie byłam wieki, a kino odwiedziłam chyba z 3-4 razy w tym okresie. Książek przeczytałam dużo mniej :D!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli spodobał Ci się post, będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad - napisz komentarz, daj lajka pod postem na FB lub polub mój profil na FB: Pasażerka palcem po mapie





SZABLON BY: PANNA VEJJS.