Batumi, jedno z najstarszych miast Gruzji, jeden z najważniejszych portów Morza Czarnego, stolica autonomicznej republiki Adżarii, miasto-legenda dzięki popularnej kiedyś piosence Filipinek. I to chyba te, mityczne wręcz, herbaciane pola zdecydowały o tym, że w trakcie naszej krótkiej wizyty w Gruzji odwiedziliśmy również ten słynny kurort, aby zmierzyć się z jego legendą.
Batumi zawsze było trochę inne i nie pasowało do reszty Gruzji. Przez stulecia teren, na którym się znajduje należał do Turcji a samo miasto i port zostały zbudowane przez carską Rosję. Przez Batumi wędrowała wtedy znaczna część światowego eksportu ropy naftowej więc łatwo się domyślić, że szybko można było dorobić się tu dużych pieniędzy. Na początku XIX wieku bracia Rothschild i Nobel byli jednymi z tych, którzy zbili ogromne pieniądze na eksporcie ropy. A za sprawą ropy miasto nabrało też międzynarodowego sznytu. Czy dzisiaj Batumi nadal odróżnia się od reszty kraju?
Z Tbilisi wyruszyliśmy do Batumi z samego rana. Tym razem znalezienie marszrutki poszło nam zdecydowanie szybciej, ale nie obyło się bez przygód - dwóch kierowców prawie się o nas pobiło. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze i dla nas i dla obu Gruzinów i w końcu ruszyliśmy w poprzek kraju na wybrzeże Morza Czarnego. Około 5-godzinna podróż z kilkoma postojami po drodze kosztowała nas 35 GEL za osobę i minęła niepostrzeżenie - widoki za oknem przez większość czasu były wręcz hipnotyzujące.
Batumi powitało nas słońcem i tłumami, które zniknęły już następnego dnia (podobnie zresztą jak słońce). Przystanek końcowy marszrutek mieści się pod dolną stacją kolejki linowej, która niestety w trakcie naszego pobytu okazała się być w remoncie. Ci, którzy będą mieli więcej szczęścia, za 3 GEL mogą udać się Wzgórze Anuria. Kolejka jedzie na szczyt kilkanaście minut, na górze znajduje się taras widokowy oraz restauracja ze stolikami, z których rozciąga się ponoć przepiękny widok.
Swoje pierwsze kroki kierujemy do naszego hotelu. Nasz wybór padł na Hotel Ritsa, gdzie dwuosobowy pokój z łazienką i najdziwniejszym śniadaniem (parówka+jajko+jogurt+ziemniaki puree!) wyniósł nas 49GEL za noc. Ceny, jak na kurort przystało, są znacznie wyższe, ale można znaleźć też tańsze miejsca. W naszym przypadku o wyborze tego a nie innego hotelu zdecydowała jednak lokalizacja - w samym sercu batumskiej starówki skąd blisko do wszystkich atrakcji tego miasta.
Nie mieliśmy żadnego planu na tę część wyjazdu. Naszym zamiarem było wygrzewanie się na plaży, o którym w kwietniu w Polsce można tylko pomarzyć. O ile pierwszego dnia rzeczywiście było to możliwe, o tyle następne dwa dni to był nieustanny chłód, wiatr i deszcz. Nie po to jednak przelecieliśmy i przejechaliśmy tyle kilometrów, żeby siedzieć w hotelu. Zamiast tego kręciliśmy się po mieście odkrywając kolejne jego zakamarki, tajemnice, uroki. Podpatrywaliśmy mieszkańców, brataliśmy się z bezpańskimi psami, zajadaliśmy się przepyszną gruzińską kuchnią. Trzy dni to zbyt krótko, aby poczuć prawdziwy rytm miasta, ale mimo wszystko udało nam się je trochę poznać. Bo Batumi ma dwie twarze, diametralnie się od siebie różniące. Młodą i starą. Modną i zaniedbaną. Nowoczesną i starodawną. I każda z tych twarzy jest prawdziwa, ponieważ w Batumi, tak jak i w całej Gruzji, szklane domy przeplatają się z rozpadającymi się kamienicami z początku ubiegłego wieku. Dziś zabiorę was na wycieczkę po tej części miasta, która wdzięczy się do turysty i to ona w pierwszej kolejności rzuca się w oczy po przyjeździe.
Za prezydentury Saakaszwilego miasto przeszło trwający cztery lata i kosztujący 350 mln funtów remont, którego celem było przekształcenie miasta w modny kurort z najwyższej półki. Teraz szczyci się częściowo odrestaurowaną starówką, obowiązkowym diabelskim młynem nad brzegiem morza, zadbanym parkiem przymorskim oraz ciągnącym się wzdłuż brzegu nowiutkim bulwarem. Nadmorski bulwar to niemal 8-kilometrowy park ciągnący się wzdłuż morza, którego początki sięgają roku 1881, kiedy to gubernator Batumi, AI Smekalov, zlecił realizacje nadmorskiego parku słynnemu niemieckiemu ogrodnikowi Resslerowi (pomnik poświęcony jego pamięci również znajduje się w mieście). W czasie swojego istnienia bulwar przeszedł liczne remonty, renowacje i przeróbki, dzięki czemu obecnie można tutaj znaleźć stylowe ławki, nowoczesne rzeźby i fontanny, liczne kawiarnie, restauracje i luksusowe hotele. I cały czas się buduje i rozbudowuje. Chaotycznie. Kiczowato. Niespójnie. Bizantyjsko.
Budynek Sheratona, pierwszego pięciogwiazdkowego hotelu w Batumi, jest rekonstrukcją słynnej aleksandryjskiej latarni morskiej. Budynek hotelu Radison Blue wygląda jakby ktoś tę bryłę zgniótł niczym paczkę papierosów (ale za to widok z panoramicznego okna toalety w barze na najwyższym piętrze rekompensuje estetyczne bóle). Uniwersytet Technologiczny w Batumi jest z kolei najwyższym budynkiem regionu - ma 35 pięter i 188 metrów wysokości a u jego szczytu zamontowano diabelski młyn z ośmioma gondolami oferującymi kolejny widok na panoramę miasta.
Wieża Alfabetu to z kolei wyraz gruzińskiej dumy i tożsamości narodowej. 130-metrowa, stalowa konstrukcja przedstawia 33 litery gruzińskiego alfabetu, osadzone na ażurowej konstrukcji przypominającej spiralę DNA. Na najwyższej kondygnacji miała się mieścić restauracja oraz kolejny punkt widokowy, ale w chwili obecnej całość jest niestety nieczynna.
Na szczególną uwagę zasługuje z pewnością Wieża Czaczy, która jest prawdopodobnie atrakcją wzbudzającą największe emocje wśród turystów. Budynek w pobliżu portu, zwieńczony 25-metrową wieżą, słynie z tego, że w sezonie codziennie o godzinie 19:00 z czterech dystrybutorów, uruchamianych fotokomórkami, płynie przez 15 minut czacza - gruziński winiak produkowany z winogron z ok. 40% zawartością alkoholu. Niestety w kwietniu wszystkie kurki były zakręcone i razem z kilkoma innymi osobami musieliśmy obejść się smakiem. Po powrocie dowiedzieliśmy się, że odkąd Saakaszwili, zwany tu potocznie Miszką, przestał być prezydentem, czacza przestała się lać strumieniami. Szkoda, bo to była chyba jedyna taka fontanna na świecie.
Szerokie promenady, ścieżki rowerowe, liczne palmy i ekscytujące budynki to nie jedyne atuty i atrakcje bulwaru. Bulwar to również swoista galeria pod gołym niebem - na całej jego długości można natknąć się na kilkanaście nowoczesnych rzeźb. Wśród nich najbardziej rozpoznawalną jest “Ali i Nino”, efektowna atrakcja Batumi powoli stająca się jego symbolem. Rzeźba przedstawia dwie 7-metrowe, stalowe sylwetki kobiety i mężczyzny, które co jakiś czas zbliżają się do siebie i zastygają w namiętnym pocałunku, a po chwili znowu się od siebie oddalają. Pomnik autorstwa gruzińskiej artystki jest swoistym symbolem miłości, zrozumienia i pokoju między narodami, swoją nazwą nawiązując do powieści Kurbana Saida "Ali i Nino". Książka opowiada historię nieszczęśliwej miłości dziewczyny, chrześcijanki z gruzińskiej rodziny książęcej i chłopaka, muzułmanina z Azerbejdżanu.
Nie tylko wybrzeże przeszło lifting, również część starówki została zmodernizowana i odnowiona. Jednym z takich miejsc w centrum Batumi jest niewątpliwie Plac Europy. Nie tylko jego nazwa po raz kolejny przypomina nam o związkach Gruzji ze światem europejskim i zachodnią kulturą antyczną. Na środku placu znajduje się pomnik Medei, która trzyma w dłoni złote runo przywiezione przez swojego męża Jazona. Odnowione fasady budynków, wkomponowane w stare kamienice nowe bogate budowle sprawiają, że to ulubione miejsce nie tylko turystów, ale i mieszkańców. Tutaj też odbywają się koncerty międzynarodowych sław, w Batumi na Placu Europy występowali już m.in. Enrique Iglesias, Jose Carreras czy Andrea Bocelli. Co ciekawe, na jednym z budynków stojących przy placu znajduje się zegar astronomiczny wzorowany na słynnym praskim zegarze Orloj. Tutejszy zegar oprócz czasu pokazuje także godzinę wschodu i zachodu słońca,
aktualną fazę Księżyca oraz względne położenia Słońca, Księżyca, gwiazdozbiorów
zodiakalnych i planet.
W Batumi lubią naśladować inne style i inne miejsca. Nic więc dziwnego, że plącząc się uliczkami po Starym Mieście możemy nagle znaleźć się... we Włoszech! Piazza to kolejny symbol miasta, który według niektórych jest najpiękniejszym placem w Gruzji. Plac o powierzchni 5700 metrów kwadratowych jest otoczony przepięknym kompleksem z licznymi zdobieniami, mozaikami i witrażami. W kompleksie znajduje się hotel, kilka restauracji, kawiarni i pub a sam plac, oprócz spotkań towarzyskich mieszkańców miasta i sesji fotograficznych nowożeńców, służy również licznym inicjatywom kulturalnym oraz koncertom. Tu z kolei występowali już m.in. Placido Domingo, Sting oraz Macy Grey.
Batumi powitało nas słońcem i tłumami, które zniknęły już następnego dnia (podobnie zresztą jak słońce). Przystanek końcowy marszrutek mieści się pod dolną stacją kolejki linowej, która niestety w trakcie naszego pobytu okazała się być w remoncie. Ci, którzy będą mieli więcej szczęścia, za 3 GEL mogą udać się Wzgórze Anuria. Kolejka jedzie na szczyt kilkanaście minut, na górze znajduje się taras widokowy oraz restauracja ze stolikami, z których rozciąga się ponoć przepiękny widok.
Swoje pierwsze kroki kierujemy do naszego hotelu. Nasz wybór padł na Hotel Ritsa, gdzie dwuosobowy pokój z łazienką i najdziwniejszym śniadaniem (parówka+jajko+jogurt+ziemniaki puree!) wyniósł nas 49GEL za noc. Ceny, jak na kurort przystało, są znacznie wyższe, ale można znaleźć też tańsze miejsca. W naszym przypadku o wyborze tego a nie innego hotelu zdecydowała jednak lokalizacja - w samym sercu batumskiej starówki skąd blisko do wszystkich atrakcji tego miasta.
Nie mieliśmy żadnego planu na tę część wyjazdu. Naszym zamiarem było wygrzewanie się na plaży, o którym w kwietniu w Polsce można tylko pomarzyć. O ile pierwszego dnia rzeczywiście było to możliwe, o tyle następne dwa dni to był nieustanny chłód, wiatr i deszcz. Nie po to jednak przelecieliśmy i przejechaliśmy tyle kilometrów, żeby siedzieć w hotelu. Zamiast tego kręciliśmy się po mieście odkrywając kolejne jego zakamarki, tajemnice, uroki. Podpatrywaliśmy mieszkańców, brataliśmy się z bezpańskimi psami, zajadaliśmy się przepyszną gruzińską kuchnią. Trzy dni to zbyt krótko, aby poczuć prawdziwy rytm miasta, ale mimo wszystko udało nam się je trochę poznać. Bo Batumi ma dwie twarze, diametralnie się od siebie różniące. Młodą i starą. Modną i zaniedbaną. Nowoczesną i starodawną. I każda z tych twarzy jest prawdziwa, ponieważ w Batumi, tak jak i w całej Gruzji, szklane domy przeplatają się z rozpadającymi się kamienicami z początku ubiegłego wieku. Dziś zabiorę was na wycieczkę po tej części miasta, która wdzięczy się do turysty i to ona w pierwszej kolejności rzuca się w oczy po przyjeździe.
Za prezydentury Saakaszwilego miasto przeszło trwający cztery lata i kosztujący 350 mln funtów remont, którego celem było przekształcenie miasta w modny kurort z najwyższej półki. Teraz szczyci się częściowo odrestaurowaną starówką, obowiązkowym diabelskim młynem nad brzegiem morza, zadbanym parkiem przymorskim oraz ciągnącym się wzdłuż brzegu nowiutkim bulwarem. Nadmorski bulwar to niemal 8-kilometrowy park ciągnący się wzdłuż morza, którego początki sięgają roku 1881, kiedy to gubernator Batumi, AI Smekalov, zlecił realizacje nadmorskiego parku słynnemu niemieckiemu ogrodnikowi Resslerowi (pomnik poświęcony jego pamięci również znajduje się w mieście). W czasie swojego istnienia bulwar przeszedł liczne remonty, renowacje i przeróbki, dzięki czemu obecnie można tutaj znaleźć stylowe ławki, nowoczesne rzeźby i fontanny, liczne kawiarnie, restauracje i luksusowe hotele. I cały czas się buduje i rozbudowuje. Chaotycznie. Kiczowato. Niespójnie. Bizantyjsko.
Budynek Sheratona, pierwszego pięciogwiazdkowego hotelu w Batumi, jest rekonstrukcją słynnej aleksandryjskiej latarni morskiej. Budynek hotelu Radison Blue wygląda jakby ktoś tę bryłę zgniótł niczym paczkę papierosów (ale za to widok z panoramicznego okna toalety w barze na najwyższym piętrze rekompensuje estetyczne bóle). Uniwersytet Technologiczny w Batumi jest z kolei najwyższym budynkiem regionu - ma 35 pięter i 188 metrów wysokości a u jego szczytu zamontowano diabelski młyn z ośmioma gondolami oferującymi kolejny widok na panoramę miasta.
Wieża Alfabetu to z kolei wyraz gruzińskiej dumy i tożsamości narodowej. 130-metrowa, stalowa konstrukcja przedstawia 33 litery gruzińskiego alfabetu, osadzone na ażurowej konstrukcji przypominającej spiralę DNA. Na najwyższej kondygnacji miała się mieścić restauracja oraz kolejny punkt widokowy, ale w chwili obecnej całość jest niestety nieczynna.
Na szczególną uwagę zasługuje z pewnością Wieża Czaczy, która jest prawdopodobnie atrakcją wzbudzającą największe emocje wśród turystów. Budynek w pobliżu portu, zwieńczony 25-metrową wieżą, słynie z tego, że w sezonie codziennie o godzinie 19:00 z czterech dystrybutorów, uruchamianych fotokomórkami, płynie przez 15 minut czacza - gruziński winiak produkowany z winogron z ok. 40% zawartością alkoholu. Niestety w kwietniu wszystkie kurki były zakręcone i razem z kilkoma innymi osobami musieliśmy obejść się smakiem. Po powrocie dowiedzieliśmy się, że odkąd Saakaszwili, zwany tu potocznie Miszką, przestał być prezydentem, czacza przestała się lać strumieniami. Szkoda, bo to była chyba jedyna taka fontanna na świecie.
Szerokie promenady, ścieżki rowerowe, liczne palmy i ekscytujące budynki to nie jedyne atuty i atrakcje bulwaru. Bulwar to również swoista galeria pod gołym niebem - na całej jego długości można natknąć się na kilkanaście nowoczesnych rzeźb. Wśród nich najbardziej rozpoznawalną jest “Ali i Nino”, efektowna atrakcja Batumi powoli stająca się jego symbolem. Rzeźba przedstawia dwie 7-metrowe, stalowe sylwetki kobiety i mężczyzny, które co jakiś czas zbliżają się do siebie i zastygają w namiętnym pocałunku, a po chwili znowu się od siebie oddalają. Pomnik autorstwa gruzińskiej artystki jest swoistym symbolem miłości, zrozumienia i pokoju między narodami, swoją nazwą nawiązując do powieści Kurbana Saida "Ali i Nino". Książka opowiada historię nieszczęśliwej miłości dziewczyny, chrześcijanki z gruzińskiej rodziny książęcej i chłopaka, muzułmanina z Azerbejdżanu.
fot. freespirittours.net |
fot. flickr.com |
fot.gruzja-podroze.pl |
Takich miejsc w Batumi jest więcej. Nowe inwestycje powstają cały czas jak grzyby po deszczu, ale wystarczy zejść z głównych arterii w boczne uliczki, aby przekonać się, że wciąż można tutaj poczuć atmosferę, gdy miasto było jednym z najbogatszych i najważniejszych w regionie. Kilka kroków dalej z kolei znów przypomina o sobie socjalizm a jeśli dobrze się przyjrzymy to zobaczymy też ten typowy, acz niepowtarzalny, gruziński klimat. Ale o tym opowiem wam już następnym razem :)
Zazdroszczę podróży do Gruzji.
OdpowiedzUsuńChciałbym na żywo zobaczyć najstarsze zabytki Gruzji i ten inny świat.
mimo, że byłam w Gruzji to udało mi się zobaczyć zaledwie jej cząstkę a tych najstarszych miejsc nie udało się zobaczyć w ogóle. ale może kiedyś znów się uda? :)
UsuńWybiorę się tam kiedyś :)
OdpowiedzUsuńgorąco polecam :)
UsuńNajpiękniejsze miejsca są tam gdzie jest mniej turystów. I to jest najlepszy przykład :)
OdpowiedzUsuńtrudno nazwać Batumi pięknym, ale na pewno jest hipnotyzującym miastem, niczym Las Vegas :)
UsuńZdjęcia jak zwykle piękne, a opisy ciekawe. Różnokolorowe sznurówki wymiatają :D
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale nazwa Batumi zawsze kojarzyła mi się z krajami afrykańskimi, a nie Gruzją :P
dziękuję za dobre słowa! do kolorowych sznurówek mam zdecydowanie słabość :D
Usuńmyślę, myślę i chyba wiem czemu Batumi kojarzy Ci się z Afryką. może przez tzw. Bantustan? :D
Bantustan? Nie słyszałam :P Może chodzi o banany: Batumi - banany...
UsuńAaaaaa, byłaś w Gruzji! Strasznie ciekawi mnie ten kraj, niby o nim trochę czytałam, a i tak jego obraz jest w mojej wyobraźni jakiś zamazany i nie wiem czego mogłabym się tam spodziewać. Twoja relacja zachęca, na zdjęciach Gruzja wygląda ciekawie!
OdpowiedzUsuńw Gruzji można się spodziewać wszystkiego, ale głównie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. mieszanka wschodu i zachodu, która zdecydowanie przyciąga :)
UsuńGruzja to miejsce, do którego chętnie bym się wybrała :) Bardzo dużo nasłuchałam się pozytywnych opinii na temat wycieczek do tego kraju :) Super zdjęcia i opis podróży!
OdpowiedzUsuńrównież dołączam do pozytywnych opinii o tym kraju. ludzie przyjacielscy, pomocni, widoki i zabytki oszałamiające. naprawdę warto zobaczyć ten inny świat :)
UsuńTen kraj ma w sobie coś niezwykłego i magicznego, z wielką chęcią wybiorę się tam kiedyś na zwiedzanie i kosztowanie gruzińskiej kuchni :))
OdpowiedzUsuńo tak, gruzińska kuchnia to dosłownie niebo w gębie! jak zazwyczaj nie jestem gastro-turystą tak tam mogłabym nic zostać :D
UsuńJak widzę to ten kraj wielka i wspaniała niespodzianka, piękne zdjęcia i te miejsca mogą naprawdę zachwycić :)
OdpowiedzUsuńna żywo jest jeszcze bardziej zachwycająco :)
UsuńJeju,ale tam mają wymyślne budynki, rzeźby, itd. Nawet nie wiem, która jest najdziwniejsza :D Puree ziemniaczane na śniadanie? Hmm, Dziwne miasto. Batumi kojarzę jedynie z piosenki, z reklamy chyba wody mineralnej. Nic poza tym nie wiem o tym mieście, jednak wydaje się tak inne ,że aż ciekawe. No i ten bulwar! Moje zboczenie,ponieważ pisałam pracę magisterską na ten temat :p
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, kiedy odwiedzę Gruzję! :)
Batumi jest kiczowate, ale w tym kiczu jest aż piękne właśnie. to takie gruzińskie Las Vegas. praca magisterska na temat bulwarów? brzmi fascynująco :D
UsuńTak, o tym nadmorskim w Gdyni też tam wspominałam :D
UsuńSuper relacja! Zdjęcie z butami jest mega!!! :D
OdpowiedzUsuńdziękuję! a zdjęcie z butami to chyba jedno z moich ulubionych :)
UsuńFajna relacja! Nigdy nie byłam w Gruzji. Podobno jest piękna. W Batumi patrząc po zdjęciach widać pomieszanie z poplątaniem: trochę starówki, trochę nowoczesności. Chociaż podobają mi się te wymyślne projekty. Haha... nawet jest miejsce na oświadczyny! To chyba taka ostatnia deska ratunku dla niemających innego pomysłu :)
OdpowiedzUsuńhaha, na tę rzeźbę pod tym kątem nie patrzyłam, ale rzeczywiście może być to inspiracja dla tych, którzy nie mają zbyt wielu pomysłów na ten moment :D
Usuńa Gruzja jest piękna. Batumi zupełnie tego nie oddaje, bo nijak nie przystaje do reszty kraju, ale też zawsze warto je zobaczyć :)
Ciekawe miasto o wielu twarzach, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie! A te palmy wyglądają identycznie jak te w Soczi, które widziałem:)W Gruzji nie byłem, ale w Krasnodarze pełno było Gruzinów handlujących owocami.
OdpowiedzUsuńw Soczi byłam gdy miałam 3 lata i niewiele z niego pamiętam, ale palmy utkwiły mi w pamięci i rzeczywiście były tego samego typu co te z Batumi - w końcu to były pierwsze palmy w życiu, które zobaczyłam i których widok musiał mi potem starczyć na wiele lat :)
UsuńBatumi faktycznie jest popularne wśród turystów. W czasie lata musi być tam faktycznie wspaniale przespacerować się deptakiem, chociaż nie do końca przekonują mnie te wszystkie nowoczesne rzeźby. Replika latarni aleksandryjskiej? :) Co za pomysł w ogóle :D Nie wspominając o kurkach z czaczą :D
OdpowiedzUsuńCudowna wycieczka, cudowna! Te wszystkie zdjęcia, Twoje opisy sprawiają, że mam ochotę teraz i już się tam teleportować :D. Nie przypuszczałabym, że tam jest tak pięknie, te ciekawe konstrukcje, wieżyczki, no i PALMY <3. Fajne zdjęcie z butami, nie ma co :D!
OdpowiedzUsuń