Praga była moim marzeniem od dawna,
wynikało to nie tylko z uwielbienia do czeskiego piwa, języka i
kinematografii, ale również z licznych opowieści i relacji osób mniej
lub bardziej znajomych, które to miasto już odwiedziły. Zawsze jednak
coś stawało na przeszkodzie, aby wyjechać do tego tak nieodległego
miasta (szczególnie nieodległego gdy mieszkałam w Katowicach). Okazja
nadarzyła się dopiero jesienią ubiegłego roku podczas tzw. długiego
weekendu listopadowego. Głównym celem wyjazdu była Szklarska Poręba i
zdobywanie Szrenicy, ale w wyniku kompromisu udało mi się również
namówić Szymona na szybki wypad do naszych południowych sąsiadów.
Praga, miasto setek wież, nazywana Paryżem Wschodu to stolica i zarazem
największe miasto Czech, położone w środkowej części kraju, nad Wełtawą.
Dzisiejsza Praga, którą znamy powstała dopiero w 1784 z
połączenia pięciu samodzielnych lecz powiązanych ze sobą terenów,
których początki sięgają średniowiecza – Starego Miasta, Nowego Miasta,
Josefova, Małej Strany i Hradczan. Od 1992 roku zabytkowe centrum Pragi
znajduje się liście światowego dziedzictwa UNESCO a ze względu na
bogactwo atrakcji należy do najchętniej odwiedzanych miast Europy.
W piątkowy wieczór jedziemy do Poznania
gdzie nocujemy u rodziców Szymona, po czym następnego dnia o świcie
startujemy już w stronę Pragi. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w
Zgorzelcu (znów z mojej listy must-stop, ponieważ utkwiło mi w głowie śpiewane przez Tomasza Budzyńskiego „no bo czy nie ma innych miejsc, tylko Zgorzelec by zakochać się?”),
robimy szybki obchód miasta, zajeżdżamy również na niemiecką stronę, po
czym już bez postojów kierujemy się do stolicy Czech. Na miejscu
jesteśmy już przed południem, meldujemy się w hostelu Dakura przy stacji
metra Hradčanská (która, jak się okazuje, na czas naszego
pobytu jest wyłączona z użytku z powodu remontu) i od razu ruszamy
odkrywać stolicę Czech. Półtora dnia to zdecydowanie za mało, żeby
zobaczyć wszystkie atrakcje. Tramwajem dojeżdżamy w okolice Starego
Miasta i bulwarem wzdłuż Wełtawy docieramy w zapewne jedno z
najsłynniejszych praskich miejsc – Most Karola, który jest ledwo
widoczny zza całej ludzkiej ciżby. Jestem przekonana, że liczba ludzi
każdego dnia jest tu ogromna, jednak weekend, do tego wydłużony w Polsce
spowodował, że liczba turystów przekracza jakiekolwiek pojęcie. A
najczęściej słyszanym przez nas językiem jest nie czeski a polski
właśnie.
Zamiast na most, kierujemy się w stronę Starego Miasta (Staré Město),
które ze wszystkich stron otacza Josefov, dawną dzielnicę żydowską.
Pierwsze tutejsze budowle pochodzą z IX wieku, ale okres świetności tego
miejsca przypada na XIV wiek kiedy powstał ratusz staromiejski.
Kupujemy na straganie grzane wino i kierujemy się, pełnymi sklepików,
straganików i restauracji, uliczkami w głąb dzielnicy. Ilość zabytków
jest tutaj naprawdę imponująca, niemal każda kamienica posiada bogatą i
barwną historię a do tego jest prawdziwym „cacuszkiem
architektonicznym”. Gdyby tylko nie te tłumy ludzi, które uniemożliwiają
zrobienie jakiegokolwiek sensownego zdjęcia…
Pierwszy postój robimy przy wspominanym już Ratuszu Staromiejskim, który jest budowlą o tyle ciekawą, iż został zbudowany z kilku istniejących już wcześniej budynków. 70-metrową wieżę dobudowano 25 lat później; warto wspiąć się na nią (bilet 105 CZK), bo to właśnie stąd rozpościera się podobno najpiękniejszy widok na serce Pragi. Najsłynniejszym elementem Ratusza jest jednak nie wieża a XV-wieczny zegar Orloj (Pražský orloj, Staroměstský orloj) – najstarszy tego typu zegar w Europie. Spróbujcie to sobie wyobrazić – w czasie gdy Polacy walczyli z Krzyżakami pod Grunwaldem zegarmistrz Mikuláš z Kadan rozpoczął budowę zegara, który działa po dziś dzień! Ponoć zegar udał się jego twórcy tak doskonale, że w nagrodę został oślepiony przez rajców miejskich, aby już nigdy nie mógł stworzyć równie doskonałego dzieła dla kogoś innego. Orloj składa się z trzech części: astronomicznej, która ukazuje ruch księżyca i słońca między znakami zodiaku (nie zapominajmy tylko, że w średniowieczu uważano, że to Ziemia jest centrum wszechświata), kalendarium z dwunastoma wewnętrznymi medalionami ze znakami zodiaków i taką samą liczbą medalionów zewnętrznych przedstawiających sceny z życia na wsi symbolizuje miesiące (oryginał tarczy z kalendarzem znajduje się obecnie w Muzeum Miasta Pragi) oraz mechanizmu figurynkowego, który stanowi największą atrakcję turystyczną. Widowisko kończące się wybiciem właściwej godziny można oglądać, co godzinę od 8 do 20, nam udaje się to właściwie bez czekania, po prostu wychodzimy na Rynek w momencie gdy zbliża się magiczna pełna godzina, o czym świadczy nie tylko zegar, ale i ogromna liczba ludzi z przygotowanymi już aparatami. W trakcie przedstawienia (które powtarza się na oczach kolejnych pokoleń od pięciu wieków!) przy dźwięku dzwonów pogrzebowych Śmierć jedną ręką pociąga za sznur dzwonka, drugą podnosi zegar piaskowy, prócz niej swoją rolę odkrywa Turek (poganin) oraz Żyd a w tym czasie w okienkach górnej części zegara odbywa się procesja dwunastu apostołów. Pstrykam kilka (nieudanych) zdjęć i ruszamy dalej.
Pierwszy postój robimy przy wspominanym już Ratuszu Staromiejskim, który jest budowlą o tyle ciekawą, iż został zbudowany z kilku istniejących już wcześniej budynków. 70-metrową wieżę dobudowano 25 lat później; warto wspiąć się na nią (bilet 105 CZK), bo to właśnie stąd rozpościera się podobno najpiękniejszy widok na serce Pragi. Najsłynniejszym elementem Ratusza jest jednak nie wieża a XV-wieczny zegar Orloj (Pražský orloj, Staroměstský orloj) – najstarszy tego typu zegar w Europie. Spróbujcie to sobie wyobrazić – w czasie gdy Polacy walczyli z Krzyżakami pod Grunwaldem zegarmistrz Mikuláš z Kadan rozpoczął budowę zegara, który działa po dziś dzień! Ponoć zegar udał się jego twórcy tak doskonale, że w nagrodę został oślepiony przez rajców miejskich, aby już nigdy nie mógł stworzyć równie doskonałego dzieła dla kogoś innego. Orloj składa się z trzech części: astronomicznej, która ukazuje ruch księżyca i słońca między znakami zodiaku (nie zapominajmy tylko, że w średniowieczu uważano, że to Ziemia jest centrum wszechświata), kalendarium z dwunastoma wewnętrznymi medalionami ze znakami zodiaków i taką samą liczbą medalionów zewnętrznych przedstawiających sceny z życia na wsi symbolizuje miesiące (oryginał tarczy z kalendarzem znajduje się obecnie w Muzeum Miasta Pragi) oraz mechanizmu figurynkowego, który stanowi największą atrakcję turystyczną. Widowisko kończące się wybiciem właściwej godziny można oglądać, co godzinę od 8 do 20, nam udaje się to właściwie bez czekania, po prostu wychodzimy na Rynek w momencie gdy zbliża się magiczna pełna godzina, o czym świadczy nie tylko zegar, ale i ogromna liczba ludzi z przygotowanymi już aparatami. W trakcie przedstawienia (które powtarza się na oczach kolejnych pokoleń od pięciu wieków!) przy dźwięku dzwonów pogrzebowych Śmierć jedną ręką pociąga za sznur dzwonka, drugą podnosi zegar piaskowy, prócz niej swoją rolę odkrywa Turek (poganin) oraz Żyd a w tym czasie w okienkach górnej części zegara odbywa się procesja dwunastu apostołów. Pstrykam kilka (nieudanych) zdjęć i ruszamy dalej.
fot. angrythem.com |
Tuż obok Ratusza Staromiejskiego mieści się też Dom pod Minutą (w
którym mieszkał przez jakiś czas Franz Kafka). Przejście koło Domu
prowadzi na Mały Rynek – dawny targ owocowy z renesansową fontanną
pośrodku i otaczającymi ją uroczymi kamienicami. Warto tutaj zajrzeć,
aby choć na chwilę odetchnąć od największego zgiełku. Stąd też, zamiast z
powrotem na Rynek kierujemy się przed siebie, bez planu, wąskimi
uliczkami, aby trochę pobłądzić, poczuć nieco bardziej klimat miasta a i
przy okazji, co tu dużo kryć, znaleźć jakieś przyjemne miejsce na
obiad. W końcu nam się to udaje i opychamy się knedlikami, wieprzowiną i
smażonym serem a wszystko to zapijamy oczywiście czeskim piwem, które
osobiście uważam za jeden z najlepszych wyrobów browarniczych Europy. Po
posiłku znowu kręcimy się po uliczkach bez większego celu aż docieramy z
drugiej strony z powrotem na Rynek, który już w czasach
średniowiecznych stanowił towarzyskie centrum miasta. Trzeba jednak
przyznać, że w XI wieku powstał jako miejski plac targowy i nazywany był
Wielkim Placem. Zaszczytne miano Rynku otrzymał dopiero w 1895 roku. Na
placu zarówno handlowano jak i obrzucano zgniłymi jajami przestępców
przywiązanych do stojącego tam pręgierza, tutaj ważyły się często losy
kraju i odbywały walki uliczne, demonstracje, egzekucje a w 1948 roku
Klement Gottwald ogłosił powstanie Czechosłowackiej Republiki
Socjalistycznej. Również w dniu naszego pobytu odbywało się ważne
wydarzenie – pod stojącym na środku Rynku pomnikiem Jana Husa miała
miejsce demonstracja przeciwko Putinowi. Coś takiego przestaje mnie już
jednak dziwić, niemal wszędzie gdzie jadę zawsze trwają jakieś strajki,
demonstracje czy pikiety (w Bolonii – studentów, w Lublanie – przeciwko
rządowi, w Amsterdamie – przeciwko niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt
hodowlanych i pewnie coś jeszcze by się na pewno znalazło). Jednym z
najważniejszych punktów przy Rynku a jednocześnie jednym z najbardziej
charakterystycznych jest natomiast Tyński Kościół pod wezwaniem Matki
Bożej (Kostel Matky Boží před Týnem, Týnský chram), którego
dwie bliźniacze wieże górują nad całym placem. Świątynię, która powstała
na miejscu XI-wiecznego romańskiego kościółka budowano prawie sto lat –
od końca XIV wieku do początku XVI. Na szczycie kościoła mieściła się
niegdyś rzeźba husarskiego króla, Jerzego z Podiebradów, ale w 1626 roku
jego posąg zastąpiono postacią Madonny autorstwa Kašpara Bechtelera. O
świątyni można byłoby długo pisać, ale na pewno warto wspomnieć, że jest
to miejsce gdzie pochowano Tycho de Brahe, duńskiego astronom
działającego na dworze cesarza Rudolfa II. Tycho podejrzewał co prawda,
że część planet krąży wokół Słońca, ale zdrowy rozsądek ( a pewnie i
strach przed gniewem Kościoła) kazał mu natychmiast zastrzegać, że świat
i tak kręci się wokół Ziemi. Jedna z legend wspomina także, że nadworny
astronom stracił w pojedynku nos, a że lubił złoto to rozkazał wykonać
dla siebie złotą protezę swojego nosa. Wiele lat później grobowiec
otworzono, ale złotego nosa najwyraźniej nie pochowano wraz z
właścicielem. Do kościoła można wejść, na dodatek przez jedną z kamienic
a koszt takiej wycieczki to zaledwie 20 CZK.
Jest coś dla ducha, jest też coś dla
ciała. Z jednej strony demonstracja przeciwko uciśnionym Ukraińcom i
górujący nad nią kościół, z drugiej – stragany z kolejnymi czeskimi
specjałami, czyli smażonymi kiełbasami w bułce, spiralnie pociętymi
smażonymi ziemniakami na patyku oraz langoszami. Te ostatnie to mój
kolejny kulinarny ulubieniec, który spotykałam już na Słowacji, Węgrzech
i w Rumunii (i wszędzie mówili mi, że to z ich kraju oryginalnie
pochodzi). Nie próbujcie tego jeśli dbacie o zdrowe żywienie, langosz to
smażony na głębokim oleju placek mączno-drożdzowo-ziemniaczany, który
je się z czosnkiem, masłem czosnkowym, startym serem żółtym, szynką,
śmietaną i czym tam jeszcze dusza zapragnie. Dla mnie bomba, w takich
chwilach kalorie i rosnąca na brzuchu oponka zupełnie przestają się
liczyć. Siedząc na ławce z widokiem na przepiękne gotyckie i renesansowe
kamienice okalające Rynek (w tym Pałac Goltz-Kińskych, najpiękniejsza
budowla rokokowa w Pradze pochodząca z 1755 roku, w którym w XIX wieku
mieściło się niemieckie gimnazjum oraz sklepik pasmanteryjny Hermana
Kafki, ojca pisarza) czuję się jak w niebie. Przy Rynku znajduje się
również barokowy kościół św. Mikołaja wzniesiony na początku XVIII
wieku, do którego warto zajrzeć choćby po to, by zobaczyć największy
żyrandol w Czechach.
fot. tambylscy.pl |
W
końcu ruszamy się dalej, aby w ciągu tego krótkiego pobytu zobaczyć jak
najwięcej. Swoje kroki kierujemy teraz do Josefova. Kierujemy się do
niego jednak nieco okrężną drogą, aby zobaczyć także Bramę Prochową (Prašná brána),
która jest również jednym z symboli Pragi. Budowę rozpoczęto w XV
wieku, ale jej nie dokończono. W XVII i XVIII wieku służyła jako skład
prochu i stąd właśnie jej nazwa. Na wieży bramy można dostrzec figury
królów czeskich: Przemysława Ottokara II, Karola IV oraz Jerzego z
Podiebradów i fundatora budowli – Władysława II Jagiellończyka. Swój
obecny kształt zawdzięcza XIX-wiecznej rekonstrukcji przeprowadzonej
przez Josefa Mockera, niemniej jednak wiele elementów zdobiących bramę
jest oryginalna. Na wieżę można wejść, aby zobaczyć Stare Miasto z nieco
innej strony, wstęp tutaj kosztuje 75 CZK. Kilka zdjęć tu i tam i już
bez ociągania idziemy do naszego kolejnego punktu wycieczki.
Jeśli byliście kiedykolwiek na krakowskim
Kazimierzu to bez problemu możecie sobie wyobrazić jak bardzo różni się
Josefov od reszty miasta. Swą nazwę zawdzięcza Józefowi II, który
przekazał Żydom prawa obywatelskie, swój obecny wygląd zyskał natomiast
na przełomie XIX i XX wieku kiedy na tym terenie przeprowadzane były
liczne przebudowy i wyburzenia. To właśnie w Pradze Hitler chciał
stworzyć Egzotyczne Muzeum Wymarłej Rasy, dlatego też – w
przeciwieństwie do dzielnic żydowskich w wielu innych miastach –
większość Josefova zachowała swój dawny charakter. Z tego samego powodu
do Pragi zwożono mnóstwo związanych z narodem żydowskim przedmiotów,
dzięki czemu tutejsze Muzeum Żydowskiego posiada najbogatsze zbiory na
świecie! Nasz spacer zaczynamy od nietypowego pomnika Franza Kafki,
który stoi tuż obok Synagogi Hiszpańskiej (Španělská Synagoga).
Synagoga jest najmłodsza spośród wszystkich sześciu zabytkowych synagog
w Josefovie (powstała zaledwie w 1868 roku), ale jednocześnie uważana
jest za jedną z najpiękniejszych ze względu na swój egzotyczny
hiszpańsko-mauretański styl.
Podobnie
jak pozostałe synagogi a także ratusz, sala obrzędowa i cmentarz,
znajduje się pod opieką Muzeum Żydowskiego. Wstęp do muzeum nie należy
do najtańszych, ponieważ na wizytę trzeba wyłożyć 480 CZK, ale z
pewnością jest tego warty. Jeśli chcemy robić zdjęcia musimy zapłacić
dodatkowo 70 CZK. Należy jednak pamiętać, że muzeum jest zamykane w
każdy piątek na godzinę przed szabatem (godziny ruchome, można je
sprawdzić na stronie muzeum), nieczynne przez całą sobotę oraz w święta
żydowskie. Poza Synagogą Hiszpańską na uwagę zasługuje również Synagoga
Staronowa, która jest najstarszą czynną synagogą w całej Europie.
Legenda mówi, iż aniołowie przynieśli tu fragmenty Świątyni Salomona a
tutejsi Żydzi użyli ich dla założenia owej synagogi. Żydzi wierzyli, iż
kiedy przyjdzie Mesjasz, budynek zostanie „porwany” i kamienie wrócą z
powrotem do Jerozolimy. Bardziej znaną legendą jest natomiast ta
mówiąca, iż na poddaszu Synagogi Staronowej ukryty jest gliniany Golem.
Stworzony przez rabina Löwa ben Becalela, miał chronić żydowskie miasto.
Sam rabin pochowany jest na pobliskim cmentarzu – na jego grobie
odwiedzający układają setki kamyków oraz życzenia na małych skrawkach
papieru. Cały cmentarz zresztą jest jedynym w swoim rodzaju miejscem,
którego nie możecie ominąć – to najstarsza żydowska nekropolia w
Europie. Została założona na początku XV wieku a ostatni pochówek miał
tu miejsce w 1787. W tym czasie na cmentarzu umieszczono około 20 000
macew i grobowców. Nie bądźcie jednak zawiedzeni rozmiarem kirkutu,
ponieważ zgodnie z żydowską tradycją grobowce tworzą po kilka pięter
przysypanych kolejnymi warstwami ziemi. To chyba jedno z ostatnich
miejsc, w których czuć jeszcze ducha tej tętniącej niegdyś życiem
dzielnicy, poza jego granicami kwitnie już współczesny handel
pamiątkami, rupieciami i innymi tandetnymi pierdółkami. Jeśli jednak tak
jak my traficie na wizytę w Josefovie w trakcie żydowskich wycieczek,
będziecie mogli niemal na własne oczy zobaczyć jak kiedyś mogło wyglądać
życie dzielnicy.
Josefov to nasz ostatni dzisiejszy punkt
programu. Aleją Paryską kierujemy się z powrotem w stronę Starego
Miasta. Zanim wrócimy do hostelu lądujemy jeszcze w jednym z
klimatycznych piwnicznych lokali na kolejny łyk czeskiego piwa. Czas
płynie gdzieś obok, z głośników dobiega głównie czeska alternatywa a my
delektujemy się – o ile dobrze pamiętam – Staropramenem. Do hostelu
zmierzamy przez Most Karola, który nawet o tej porze jest zatłoczony.
Drugi dzień naszego pobytu (a właściwie
jego połowę) w Pradze przeznaczamy raz jeszcze na Most Karola, Małą
Stranę oraz – oczywiście – Hradczany. Karlův most, najstarszy i
najbardziej rozpoznawalny most w stolicy Czech o długości 516 metrów i
szerokości 10 metrów łączy Stare Miasto z dzielnicą Mala Strana. Budowę
rozpoczęto w 1357 roku na zlecenie ówczesnego króla Karola IV, nowy most
miał zastąpić zniszczony przez powódź Most Judyty pochodzący z XII
wieku. Początkowo na moście ustawiono jedynie prosty krzyż, natomiast
charakterystyczne rzeźby pojawiły się na nim dopiero w XVII wieku.
Pierwszą rzeźbą na moście był ustawiony tu w 1683 roku wizerunek św.
Jana Nepomucena. Legenda głosi iż to właśnie na Moście Karola święty
został stracony, kolejna – że każdy kto dotknie figury Nepomucena na
pewno tutaj powróci. Zamiast świętego udaje mi się dotknąć jedynie
płaskorzeźby z psem, która jest wyślizgana niemal identycznie co Jan
Nepomucen, mam nadzieję, że i ten gest przyniesie mi odrobinę szczęścia.
Po obu stronach mostu wybudowano wieże obronne – jedną od strony
Starego Miasta oraz dwie od strony Malej Strany, na szczególną uwagę
zasługuje ta po stronie Starego Miasta. Staromiejska Brama Mostowa jest
najpiękniejszą budowlą tego typu w Europie. Wzniesiona została u schyłku
XIV wieku nie tylko jako uzupełnienie i ozdoba Mostu Karola ale także
jako część obwarowań praskiego Starego Miasta. Na szczyt każdej wieży
można wejść (koszt wejścia do każdej – 75 CZK), rozciąga się z nich
przepiękna panorama na most, Stare Miasto oraz Hradczany.
Średniowieczne miasto Mala Strana
prawa miejskie otrzymało w 1257 roku. Okres jego świetności przypadł na
czasy panowania Karola IV, który znacznie rozszerzył jego terytorium i
obwarował murami obronnymi. Prawdziwą klęską, ale jednocześnie
silnym bodźcem do stawiania nowych budynków były pożary, po których
rozpoczął się okres dobrobytu i zaczęła się ona stawać się miastem o
charakterze rezydencyjnym. Centrum Malej Strany stanowi Rynek
Malostrański (Malostranské Náměstí). Plac, na którym obecnie
znajduje się niestety parking, jest podzielony na dwie części przez
kościół św. Mikołaja, przed którym stoi kolumna morowa z 1715 roku. Na
malostrańskie Ogrody Wallensteina oraz Wzgórze Petřin niestety brakuje
nam czasu dlatego bez ociągania, za to w tłumie głównie polskich i
japońskich turystów, zmierzamy w stronę Hradczan czyli ogromnego
kompleksu zamkowego (obecnie rozciąga się na powierzchni 45 hektarów,
otaczając trzy wewnętrzne dziedzińce). Zamek królewski został założony w
IX wieku, od 1918 roku jest siedzibą prezydenta Czech, ale przez wieki
był rozbudowywany – od niewielkiej warowni z drewnianymi umocnieniami i
wałami ziemnymi aż po kamienne fortyfikacje, z kościołami i bazylikami
we wszystkich stylach architektonicznych. Kompleks składa się nie z
jednego a aż z trzech dziedzińców; głównym wejściem z rynku na
Hradczanach docieramy do pierwszego dziedzińca, z niego wchodzi się
przez Bramę Macieja na drugi dziedziniec z przepiękną barokową fontanną a
stamtąd trafiamy na trzeci dziedziniec, na którym największą uwagę
zwraca Katedra pod wezwaniem świętych Wita, Wacława i Wojciech (Chrám sv. Víta),
największy kościół Pragi oraz symbol duchowy państwa. Budowę rozpoczęto
w 1344 roku, zakończono dopiero w 1929 na czas wielkiego Jubileuszu
1000-lecia śmierci świętego Wacława. Skarbiec katedry w Pradze należy do
najbogatszych tego typu zbiorów w Europie, natomiast jej wnętrza kryją
wiele cennych dzieł sztuki, w tym m.in. gotyckie nagrobki królów
czeskich, wiele rzeźb Piotra Parlera a jeden z witraży jest projektu
Alfonsa Muchy. Ciekawostką niewątpliwie jest fakt, iż 26 maja 1303 roku
we wcześniejszej romańskiej katedrze miał miejsce ślub Wacława II z
Ryksą Elżbietą i jej koronacja na królową Czech i Polski.
Prócz katedry na uwagę zasługuje również Bazylika św. Jerzego (Bazilika sv. Jiří),
jedną z najstarszych zachowanych budowli sakralnych na terenie
Hradczan. Budynek powstał w 1142, ale okresie baroku został „zasłonięty”
elegancką barokową fasadą. W jego środku znajduje się grobowiec
Wratysława I, czeskiego księcia. W dniu dzisiejszym miejsce to to
bardziej sala koncertowa niż kościół, ale będąc na Hradczanach warto to
miejsce odwiedzić. Warto też wybrać się na Hradczany tuż przed
południem. Codziennie o godzinie 12:00 na pierwszym dziedzińcu odbywa
się zmiana warty honorowej. Gwardziści ubrani są w mundury, które
zaprojektował zdobywca Oscara w kategorii kostiumy za film „Amadeusz”.
fot. tomo1976.blogspot.com |
fot. adam.hiart.pl |
To oczywiście nie wszystkie atrakcje
jakie oferuje praskie wzgórze królewskie, jest jeszcze słynna Złota
Uliczka z wieżą Daliborką, Wieża Prochowa, Stary Pałac Królewski…
Niestety nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, aby odwiedzić wszystkie
miejsca, które kryje to miejsce, o kolejnych fantastycznych miejscach w
Pradze nie wspominając. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak wrócić
tutaj jeszcze raz i nadrobić te wszystkie zaległości. Wracamy pod
hostel, gdzie stoi nasz samochód, włączamy nawigację i kierujemy się w
stronę Szklarskiej Poręby, która jest naszym kolejnym punktem tej
krótkiej-długiej listopadowej podróży. Mam jednak nadzieję, że mimo iż
nie udaje ani mnie ani Szymonowi dotknąć świętego Jana Nepomucena, to i
bez tego uda nam się tutaj jeszcze nie raz wrócić!
Myśmy w Pradze byli 3 lata temu. Bardzo nam się podobała :)
OdpowiedzUsuńja byłam prawie rok temu po raz pierwszy i póki co ostatni. z jednej strony chciałabym jeszcze raz ją odwiedzić, z drugiej strony tyle jest innych miejsc, które też chciałabym zobaczyć... ciężki wybór, ciężki :D
UsuńSzanowna Towarzyszko! Szalenie interesujący reportaż! Lekkość z jaką piszesz i przedstawiasz spacer włączając różne fakty historyczne, spostrzeżenia i wydarzenia dziejące się w danym momencie powodują, iż ma się wrażenie przebywania tam z Wami. Tak jak stwierdziłaś, coś dla ducha i ciała ( już mi się jeść zachciało czytając o bułkach i plackach) bardzo zachęciło mnie do odwiedzenia tego miejsca ( nie chodzi tylko o jedzenie ma się rozumieć :)). Gratuluję i powtórzę się, że winnaś pisać zawodowo!
OdpowiedzUsuńByłem w Pradze jako dziecko i mało pamiętam z tej wyprawy, ale pewne jest,że muszę wygospodarować czas i środki na podróż do czeskiej stolicy w najbliższym możliwym terminie.
Dziękuję za relację.
Towarzyszu, zawstydzasz mnie po raz kolejny. jednocześnie Twój entuzjazm tylko mobilizuje mnie, żeby i do kolejnej relacji się przyłożyć :)
Usuńa placki - niebo w gębie, tylko dla nich mogłabym tam bywać regularnie :)
Wielki plus za to, że bardzo lekko czyta się ten post :) Sama byłam tylko w Pradze "przelotem", a podejść do weekendowej wycieczki miałam chyba z 5 i zawsze coś poszło nie tak ;< Ale jak to się mówi... co się odwlecze to nie uciecze :)
OdpowiedzUsuńja miałam tak samo, też od lat planowałam Pragę i bardzo często w ostatniej chwili coś mi wypadało i musiałam to przekładać na bliżej nieokreślony czas. i w końcu się doczekałam także pewnie i Ty w kńcu tam dotrzesz :)
Usuńi tego, no, dziękuję :)
W Pradze jeszcze nie byłem, ale po Twoim poście i zdjęciach widzę, że warto. Z Pragi mam jakąś pocztówkę otrzymaną przez PC. W Czechach byłem jedynie w Brnie - stolicy Moraw.
OdpowiedzUsuńja byłam tylko w Pradze i na kilka godzin w Ołomuńcu w drodze powrotnej z Wiednia, ale Brno jak i jeszcze kilka innych pięknych czeskich miast jest na mojej liście "muszę zobaczyć" :)
UsuńNie byłam w Czechach (znaczy byłam, na granicy na Śnieżce i nigdzie więcej :<), ale pocztówek trochę stamtąd mam. I z Pragi i z innych miejsc. Miałam być w Pradze w tym roku, ale mimo kupionych biletów, nie udało mi się pojechać... do tej pory nie mogę tego przeboleć :/
OdpowiedzUsuńPo relacji i zdjęciach widać, że warto się tam wybrać, choć z góry można założyć, żeby pojechać tam na kilka dni, bo w jeden się na pewno człowiek ze wszystkim nie wyrobi :D Smakowicie wyglądają te kręcone ziemniaki, a to coś na l... z opisu sprawia, że ślinka cieknie :D! No i czeskie piwo mmm piłam, i było mega dobre :D
"Hupky dupky"? Hahaha dobre to zdjęcie na koniec, bo brzmi genialnie choć nie mam pojęcia co oznacza :D
to tak jak ja z Mediolanem! dwukrotnie miałam już kupione bilety i dwukrotnie musiałam z tych wyjazdów rezygnować... trzymam kciuki, żeby w końcu udało Ci się dotrzeć do Pragi, bo jest naprawdę tego warta :)
Usuńa czeskie piwo jest najlepsze na świecie, koniec kropka. żadne belgijskie, żadne niemieckie, czeskie to klasyk!
co do królików "hupky dupky" też nie mam pojęcia co to oznacza, pewnie coś o zbieraniu tyłka w troki i spieszeniu się, ale również uznałam, że choć samo w sobie zdjęcie najlepsze nie jest to idealnie nadaje się na zakończenie posta :D
Mam nadzieję, że niedługo i ja zobaczę Pragę..Świetne zdjęcia :) Nie wiem, czy już tego nie pisałam, chyba nie. Baardzo podoba mi się Twój kolor włosów :)
OdpowiedzUsuńMoja przyjaciółka była w tym roku w Pradze, w wakacje. Zachęciła mnie do odwiedzenia tego miasta.
OdpowiedzUsuńNiestety nie byliśmy jeszcze w Pradze chociaż bardzo byśmy chcieli! Na wielu zdjęciach faktycznie Praga przypomina Paryż ;) Może niedługo też nam się uda pojechać ;)
OdpowiedzUsuń