Paryż Wschodu czyli z wizytą w Pradze

11 paź 2015

Praga była moim marzeniem od dawna, wynikało to nie tylko z uwielbienia do czeskiego piwa, języka i kinematografii, ale również z licznych opowieści i relacji osób mniej lub bardziej znajomych, które to miasto już odwiedziły. Zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie, aby wyjechać do tego tak nieodległego miasta (szczególnie nieodległego gdy mieszkałam w Katowicach). Okazja nadarzyła się dopiero jesienią ubiegłego roku podczas tzw. długiego weekendu listopadowego. Głównym celem wyjazdu była Szklarska Poręba i zdobywanie Szrenicy, ale w wyniku kompromisu udało mi się również namówić Szymona na szybki wypad do naszych południowych sąsiadów.
Praga, miasto setek wież, nazywana Paryżem Wschodu to stolica i zarazem największe miasto Czech, położone w środkowej części kraju, nad Wełtawą. Dzisiejsza Praga, którą znamy powstała dopiero w 1784 z połączenia pięciu samodzielnych lecz powiązanych ze sobą terenów, których początki sięgają średniowiecza – Starego Miasta, Nowego Miasta, Josefova, Małej Strany i Hradczan. Od 1992 roku zabytkowe centrum Pragi znajduje się liście światowego dziedzictwa UNESCO a ze względu na bogactwo atrakcji należy do najchętniej odwiedzanych miast Europy.
W piątkowy wieczór jedziemy do Poznania gdzie nocujemy u rodziców Szymona, po czym następnego dnia o świcie startujemy już w stronę Pragi. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w Zgorzelcu (znów z mojej listy must-stop, ponieważ utkwiło mi w głowie śpiewane przez Tomasza Budzyńskiego „no bo czy nie ma innych miejsc, tylko Zgorzelec by zakochać się?”), robimy szybki obchód miasta, zajeżdżamy również na niemiecką stronę, po czym już bez postojów kierujemy się do stolicy Czech. Na miejscu jesteśmy już przed południem, meldujemy się w hostelu Dakura przy stacji metra Hradčanská (która, jak się okazuje, na czas naszego pobytu jest wyłączona z użytku z powodu remontu) i od razu ruszamy odkrywać stolicę Czech. Półtora dnia to zdecydowanie za mało, żeby zobaczyć wszystkie atrakcje. Tramwajem dojeżdżamy w okolice Starego Miasta i bulwarem wzdłuż Wełtawy docieramy w zapewne jedno z najsłynniejszych praskich miejsc – Most Karola, który jest ledwo widoczny zza całej ludzkiej ciżby. Jestem przekonana, że liczba ludzi każdego dnia jest tu ogromna, jednak weekend, do tego wydłużony w Polsce spowodował, że liczba turystów przekracza jakiekolwiek pojęcie. A najczęściej słyszanym przez nas językiem jest nie czeski a polski właśnie.
Zamiast na most, kierujemy się w stronę Starego Miasta (Staré Město), które ze wszystkich stron otacza Josefov, dawną dzielnicę żydowską. Pierwsze tutejsze budowle pochodzą z IX wieku, ale okres świetności tego miejsca przypada na XIV wiek kiedy powstał ratusz staromiejski. Kupujemy na straganie grzane wino i kierujemy się, pełnymi sklepików, straganików i restauracji, uliczkami w głąb dzielnicy. Ilość zabytków jest tutaj naprawdę imponująca, niemal każda kamienica posiada bogatą i barwną historię a do tego jest prawdziwym „cacuszkiem architektonicznym”. Gdyby tylko nie te tłumy ludzi, które uniemożliwiają zrobienie jakiegokolwiek sensownego zdjęcia…
Pierwszy postój robimy przy wspominanym już Ratuszu Staromiejskim, który jest budowlą o tyle ciekawą, iż został zbudowany z kilku istniejących już wcześniej budynków. 70-metrową wieżę dobudowano 25 lat później; warto wspiąć się na nią (bilet 105 CZK), bo to właśnie stąd rozpościera się podobno najpiękniejszy widok na serce Pragi. Najsłynniejszym elementem Ratusza jest jednak nie wieża a XV-wieczny zegar Orloj (Pražský orloj, Staroměstský orloj) – najstarszy tego typu zegar w Europie. Spróbujcie to sobie wyobrazić – w czasie gdy Polacy walczyli z Krzyżakami pod Grunwaldem zegarmistrz Mikuláš z Kadan rozpoczął budowę zegara, który działa po dziś dzień! Ponoć zegar udał się jego twórcy tak doskonale, że w nagrodę został oślepiony przez rajców miejskich, aby już nigdy nie mógł stworzyć równie doskonałego dzieła dla kogoś innego. Orloj składa się z trzech części: astronomicznej, która ukazuje ruch księżyca i słońca między znakami zodiaku (nie zapominajmy tylko, że w średniowieczu uważano, że to Ziemia jest centrum wszechświata), kalendarium z dwunastoma wewnętrznymi medalionami ze znakami zodiaków i taką samą liczbą medalionów zewnętrznych przedstawiających sceny z życia na wsi symbolizuje miesiące (oryginał tarczy z kalendarzem znajduje się obecnie w Muzeum Miasta Pragi) oraz mechanizmu figurynkowego, który stanowi największą atrakcję turystyczną. Widowisko kończące się wybiciem właściwej godziny można oglądać, co godzinę od 8 do 20, nam udaje się to właściwie bez czekania, po prostu wychodzimy na Rynek w momencie gdy zbliża się magiczna pełna godzina, o czym świadczy nie tylko zegar, ale i ogromna liczba ludzi z przygotowanymi już aparatami. W trakcie przedstawienia (które powtarza się na oczach kolejnych pokoleń od pięciu wieków!) przy dźwięku dzwonów pogrzebowych Śmierć jedną ręką pociąga za sznur dzwonka, drugą podnosi zegar piaskowy, prócz niej swoją rolę odkrywa Turek (poganin) oraz Żyd a w tym czasie w okienkach górnej części zegara odbywa się procesja dwunastu apostołów. Pstrykam kilka (nieudanych) zdjęć i ruszamy dalej.
fot. angrythem.com
Tuż obok Ratusza Staromiejskiego mieści się też Dom pod Minutą (w którym mieszkał przez jakiś czas Franz Kafka). Przejście koło Domu prowadzi na Mały Rynek – dawny targ owocowy z renesansową fontanną pośrodku i otaczającymi ją uroczymi kamienicami. Warto tutaj zajrzeć, aby choć na chwilę odetchnąć od największego zgiełku. Stąd też, zamiast z powrotem na Rynek kierujemy się przed siebie, bez planu, wąskimi uliczkami, aby trochę pobłądzić, poczuć nieco bardziej klimat miasta a i przy okazji, co tu dużo kryć, znaleźć jakieś przyjemne miejsce na obiad. W końcu nam się to udaje i opychamy się knedlikami, wieprzowiną i smażonym serem a wszystko to zapijamy oczywiście czeskim piwem, które osobiście uważam za jeden z najlepszych wyrobów browarniczych Europy. Po posiłku znowu kręcimy się po uliczkach bez większego celu aż docieramy z drugiej strony z powrotem na Rynek, który już w czasach średniowiecznych stanowił towarzyskie centrum miasta. Trzeba jednak przyznać, że w XI wieku powstał jako miejski plac targowy i nazywany był Wielkim Placem. Zaszczytne miano Rynku otrzymał dopiero w 1895 roku. Na placu zarówno handlowano jak i obrzucano zgniłymi jajami przestępców przywiązanych do stojącego tam pręgierza, tutaj ważyły się często losy kraju i odbywały walki uliczne, demonstracje, egzekucje a w 1948 roku Klement Gottwald ogłosił powstanie Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej. Również w dniu naszego pobytu odbywało się ważne wydarzenie – pod stojącym na środku Rynku pomnikiem Jana Husa miała miejsce demonstracja przeciwko Putinowi. Coś takiego przestaje mnie już jednak dziwić, niemal wszędzie gdzie jadę zawsze trwają jakieś strajki, demonstracje czy pikiety (w Bolonii – studentów, w Lublanie – przeciwko rządowi, w Amsterdamie – przeciwko niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt hodowlanych i pewnie coś jeszcze by się na pewno znalazło). Jednym z najważniejszych punktów przy Rynku a jednocześnie jednym z najbardziej charakterystycznych jest natomiast Tyński Kościół pod wezwaniem Matki Bożej (Kostel Matky Boží před Týnem, Týnský chram), którego dwie bliźniacze wieże górują nad całym placem. Świątynię, która powstała na miejscu XI-wiecznego romańskiego kościółka budowano prawie sto lat – od końca XIV wieku do początku XVI. Na szczycie kościoła mieściła się niegdyś rzeźba husarskiego króla, Jerzego z Podiebradów, ale w 1626 roku jego posąg zastąpiono postacią Madonny autorstwa Kašpara Bechtelera. O świątyni można byłoby długo pisać, ale na pewno warto wspomnieć, że jest to miejsce gdzie pochowano Tycho de Brahe, duńskiego astronom działającego na dworze cesarza Rudolfa II. Tycho podejrzewał co prawda, że część planet krąży wokół Słońca, ale zdrowy rozsądek ( a pewnie i strach przed gniewem Kościoła) kazał mu natychmiast zastrzegać, że świat i tak kręci się wokół Ziemi. Jedna z legend wspomina także, że nadworny astronom stracił w pojedynku nos, a że lubił złoto to rozkazał wykonać dla siebie złotą protezę swojego nosa. Wiele lat później grobowiec otworzono, ale złotego nosa najwyraźniej nie pochowano wraz z właścicielem. Do kościoła można wejść, na dodatek przez jedną z kamienic a koszt takiej wycieczki to zaledwie 20 CZK.
Jest coś dla ducha, jest też coś dla ciała. Z jednej strony demonstracja przeciwko uciśnionym Ukraińcom i górujący nad nią kościół, z drugiej – stragany z kolejnymi czeskimi specjałami, czyli smażonymi kiełbasami w bułce, spiralnie pociętymi smażonymi ziemniakami na patyku oraz langoszami. Te ostatnie to mój kolejny kulinarny ulubieniec, który spotykałam już na Słowacji, Węgrzech i w Rumunii (i wszędzie mówili mi, że to z ich kraju oryginalnie pochodzi). Nie próbujcie tego jeśli dbacie o zdrowe żywienie, langosz to smażony na głębokim oleju placek mączno-drożdzowo-ziemniaczany, który je się z czosnkiem, masłem czosnkowym, startym serem żółtym, szynką, śmietaną i czym tam jeszcze dusza zapragnie. Dla mnie bomba, w takich chwilach kalorie i rosnąca na brzuchu oponka zupełnie przestają się liczyć. Siedząc na ławce z widokiem na przepiękne gotyckie i renesansowe kamienice okalające Rynek (w tym Pałac Goltz-Kińskych, najpiękniejsza budowla rokokowa w Pradze pochodząca z 1755 roku, w którym w XIX wieku mieściło się niemieckie gimnazjum oraz sklepik pasmanteryjny Hermana Kafki, ojca pisarza) czuję się jak w niebie. Przy Rynku znajduje się również barokowy kościół św. Mikołaja wzniesiony na początku XVIII wieku, do którego warto zajrzeć choćby po to, by zobaczyć największy żyrandol w Czechach.
fot. tambylscy.pl
W końcu ruszamy się dalej, aby w ciągu tego krótkiego pobytu zobaczyć jak najwięcej. Swoje kroki kierujemy teraz do Josefova. Kierujemy się do niego jednak nieco okrężną drogą, aby zobaczyć także Bramę Prochową (Prašná brána), która jest również jednym z symboli Pragi. Budowę rozpoczęto w XV wieku, ale jej nie dokończono. W XVII i XVIII wieku służyła jako skład prochu i stąd właśnie jej nazwa. Na wieży bramy można dostrzec figury królów czeskich: Przemysława Ottokara II, Karola IV oraz Jerzego z Podiebradów i fundatora budowli – Władysława II Jagiellończyka. Swój obecny kształt zawdzięcza XIX-wiecznej rekonstrukcji przeprowadzonej przez Josefa Mockera, niemniej jednak wiele elementów zdobiących bramę jest oryginalna. Na wieżę można wejść, aby zobaczyć Stare Miasto z nieco innej strony, wstęp tutaj kosztuje 75 CZK. Kilka zdjęć tu i tam i już bez ociągania idziemy do naszego kolejnego punktu wycieczki.
Jeśli byliście kiedykolwiek na krakowskim Kazimierzu to bez problemu możecie sobie wyobrazić jak bardzo różni się Josefov od reszty miasta. Swą nazwę zawdzięcza Józefowi II, który przekazał Żydom prawa obywatelskie, swój obecny wygląd zyskał natomiast na przełomie XIX i XX wieku kiedy na tym terenie przeprowadzane były liczne przebudowy i wyburzenia. To właśnie w Pradze Hitler chciał stworzyć Egzotyczne Muzeum Wymarłej Rasy, dlatego też – w przeciwieństwie do dzielnic żydowskich w wielu innych miastach – większość Josefova zachowała swój dawny charakter. Z tego samego powodu do Pragi zwożono mnóstwo związanych z narodem żydowskim przedmiotów, dzięki czemu tutejsze Muzeum Żydowskiego posiada najbogatsze zbiory na świecie! Nasz spacer zaczynamy od nietypowego pomnika Franza Kafki, który stoi tuż obok Synagogi Hiszpańskiej (Španělská Synagoga). Synagoga jest najmłodsza spośród wszystkich sześciu zabytkowych synagog w Josefovie (powstała zaledwie w 1868 roku), ale jednocześnie uważana jest za jedną z najpiękniejszych ze względu na swój egzotyczny hiszpańsko-mauretański styl.
Podobnie jak pozostałe synagogi a także ratusz, sala obrzędowa i cmentarz, znajduje się pod opieką Muzeum Żydowskiego. Wstęp do muzeum nie należy do najtańszych, ponieważ na wizytę trzeba wyłożyć 480 CZK, ale z pewnością jest tego warty. Jeśli chcemy robić zdjęcia musimy zapłacić dodatkowo 70 CZK. Należy jednak pamiętać, że muzeum jest zamykane w każdy piątek na godzinę przed szabatem (godziny ruchome, można je sprawdzić na stronie muzeum), nieczynne przez całą sobotę oraz w święta żydowskie. Poza Synagogą Hiszpańską na uwagę zasługuje również Synagoga Staronowa, która jest najstarszą czynną synagogą w całej Europie. Legenda mówi, iż aniołowie przynieśli tu fragmenty Świątyni Salomona a tutejsi Żydzi użyli ich dla założenia owej synagogi. Żydzi wierzyli, iż kiedy przyjdzie Mesjasz, budynek zostanie „porwany” i kamienie wrócą z powrotem do Jerozolimy. Bardziej znaną legendą jest natomiast ta mówiąca, iż na poddaszu Synagogi Staronowej ukryty jest gliniany Golem. Stworzony przez rabina Löwa ben Becalela, miał chronić żydowskie miasto. Sam rabin pochowany jest na pobliskim cmentarzu – na jego grobie odwiedzający układają setki kamyków oraz życzenia na małych skrawkach papieru. Cały cmentarz zresztą jest jedynym w swoim rodzaju miejscem, którego nie możecie ominąć – to najstarsza żydowska nekropolia w Europie. Została założona na początku XV wieku a ostatni pochówek miał tu miejsce w 1787. W tym czasie na cmentarzu umieszczono około 20 000 macew i grobowców. Nie bądźcie jednak zawiedzeni rozmiarem kirkutu, ponieważ zgodnie z żydowską tradycją grobowce tworzą po kilka pięter przysypanych kolejnymi warstwami ziemi. To chyba jedno z ostatnich miejsc, w których czuć jeszcze ducha tej tętniącej niegdyś życiem dzielnicy, poza jego granicami kwitnie już współczesny handel pamiątkami, rupieciami i innymi tandetnymi pierdółkami. Jeśli jednak tak jak my traficie na wizytę w Josefovie w trakcie żydowskich wycieczek, będziecie mogli niemal na własne oczy zobaczyć jak kiedyś mogło wyglądać życie dzielnicy.
Josefov to nasz ostatni dzisiejszy punkt programu. Aleją Paryską kierujemy się z powrotem w stronę Starego Miasta. Zanim wrócimy do hostelu lądujemy jeszcze w jednym z klimatycznych piwnicznych lokali na kolejny łyk czeskiego piwa. Czas płynie gdzieś obok, z głośników dobiega głównie czeska alternatywa a my delektujemy się – o ile dobrze pamiętam – Staropramenem. Do hostelu zmierzamy przez Most Karola, który nawet o tej porze jest zatłoczony.
Drugi dzień naszego pobytu (a właściwie jego połowę) w Pradze przeznaczamy raz jeszcze na Most Karola, Małą Stranę oraz – oczywiście – Hradczany. Karlův most, najstarszy i najbardziej rozpoznawalny most w stolicy Czech o długości 516 metrów i szerokości 10 metrów łączy Stare Miasto z dzielnicą Mala Strana. Budowę rozpoczęto w 1357 roku na zlecenie ówczesnego króla Karola IV, nowy most miał zastąpić zniszczony przez powódź Most Judyty pochodzący z XII wieku. Początkowo na moście ustawiono jedynie prosty krzyż, natomiast charakterystyczne rzeźby pojawiły się na nim dopiero w XVII wieku. Pierwszą rzeźbą na moście był ustawiony tu w 1683 roku wizerunek św. Jana Nepomucena. Legenda głosi iż to właśnie na Moście Karola święty został stracony, kolejna – że każdy kto dotknie figury Nepomucena na pewno tutaj powróci. Zamiast świętego udaje mi się dotknąć jedynie płaskorzeźby z psem, która jest wyślizgana niemal identycznie co Jan Nepomucen, mam nadzieję, że i ten gest przyniesie mi odrobinę szczęścia. Po obu stronach mostu wybudowano wieże obronne – jedną od strony Starego Miasta oraz dwie od strony Malej Strany, na szczególną uwagę zasługuje ta po stronie Starego Miasta. Staromiejska Brama Mostowa jest najpiękniejszą budowlą tego typu w Europie. Wzniesiona została u schyłku XIV wieku nie tylko jako uzupełnienie i ozdoba Mostu Karola ale także jako część obwarowań praskiego Starego Miasta. Na szczyt każdej wieży można wejść (koszt wejścia do każdej – 75 CZK), rozciąga się z nich przepiękna panorama na most, Stare Miasto oraz Hradczany.

Średniowieczne miasto Mala Strana prawa miejskie otrzymało w 1257 roku. Okres jego świetności przypadł na czasy panowania Karola IV, który znacznie rozszerzył jego terytorium i obwarował murami obronnymi. Prawdziwą klęską, ale jednocześnie silnym bodźcem do stawiania nowych budynków były pożary, po których rozpoczął się okres dobrobytu i zaczęła się ona stawać się miastem o charakterze rezydencyjnym. Centrum Malej Strany stanowi Rynek Malostrański (Malostranské Náměstí). Plac, na którym obecnie znajduje się niestety parking, jest podzielony na dwie części przez kościół św. Mikołaja, przed którym stoi kolumna morowa z 1715 roku. Na malostrańskie Ogrody Wallensteina oraz Wzgórze Petřin niestety brakuje nam czasu dlatego bez ociągania, za to w tłumie głównie polskich i japońskich turystów, zmierzamy w stronę Hradczan czyli ogromnego kompleksu zamkowego (obecnie rozciąga się na powierzchni 45 hektarów, otaczając trzy wewnętrzne dziedzińce). Zamek królewski został założony w IX wieku, od 1918 roku jest siedzibą prezydenta Czech, ale przez wieki był rozbudowywany – od niewielkiej warowni z drewnianymi umocnieniami i wałami ziemnymi aż po kamienne fortyfikacje, z kościołami i bazylikami we wszystkich stylach architektonicznych. Kompleks składa się nie z jednego a aż z trzech dziedzińców; głównym wejściem z rynku na Hradczanach docieramy do pierwszego dziedzińca, z niego wchodzi się przez Bramę Macieja na drugi dziedziniec z przepiękną barokową fontanną a stamtąd trafiamy na trzeci dziedziniec, na którym największą uwagę zwraca Katedra pod wezwaniem świętych Wita, Wacława i Wojciech (Chrám sv. Víta), największy kościół Pragi oraz symbol duchowy państwa. Budowę rozpoczęto w 1344 roku, zakończono dopiero w 1929 na czas wielkiego Jubileuszu 1000-lecia śmierci świętego Wacława. Skarbiec katedry w Pradze należy do najbogatszych tego typu zbiorów w Europie, natomiast jej wnętrza kryją wiele cennych dzieł sztuki, w tym m.in. gotyckie nagrobki królów czeskich, wiele rzeźb Piotra Parlera a jeden z witraży jest projektu Alfonsa Muchy. Ciekawostką niewątpliwie jest fakt, iż 26 maja 1303 roku we wcześniejszej romańskiej katedrze miał miejsce ślub Wacława II z Ryksą Elżbietą i jej koronacja na królową Czech i Polski.
Prócz katedry na uwagę zasługuje również Bazylika św. Jerzego (Bazilika sv. Jiří), jedną z najstarszych zachowanych budowli sakralnych na terenie Hradczan. Budynek powstał w 1142, ale okresie baroku został „zasłonięty” elegancką barokową fasadą. W jego środku znajduje się grobowiec Wratysława I, czeskiego księcia. W dniu dzisiejszym miejsce to to bardziej sala koncertowa niż kościół, ale będąc na Hradczanach warto to miejsce odwiedzić. Warto też wybrać się na Hradczany tuż przed południem. Codziennie o godzinie 12:00 na pierwszym dziedzińcu odbywa się zmiana warty honorowej. Gwardziści ubrani są w mundury, które zaprojektował zdobywca Oscara w kategorii kostiumy za film „Amadeusz”.
fot. tomo1976.blogspot.com
fot. adam.hiart.pl
To oczywiście nie wszystkie atrakcje jakie oferuje praskie wzgórze królewskie, jest jeszcze słynna Złota Uliczka z wieżą Daliborką, Wieża Prochowa, Stary Pałac Królewski… Niestety nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, aby odwiedzić wszystkie miejsca, które kryje to miejsce, o kolejnych fantastycznych miejscach w Pradze nie wspominając. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak wrócić tutaj jeszcze raz i nadrobić te wszystkie zaległości. Wracamy pod hostel, gdzie stoi nasz samochód, włączamy nawigację i kierujemy się w stronę Szklarskiej Poręby, która jest naszym kolejnym punktem tej krótkiej-długiej listopadowej podróży. Mam jednak nadzieję, że mimo iż nie udaje ani mnie ani Szymonowi dotknąć świętego Jana Nepomucena, to i bez tego uda nam się tutaj jeszcze nie raz wrócić!

13 komentarzy:

  1. Myśmy w Pradze byli 3 lata temu. Bardzo nam się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja byłam prawie rok temu po raz pierwszy i póki co ostatni. z jednej strony chciałabym jeszcze raz ją odwiedzić, z drugiej strony tyle jest innych miejsc, które też chciałabym zobaczyć... ciężki wybór, ciężki :D

      Usuń
  2. Szanowna Towarzyszko! Szalenie interesujący reportaż! Lekkość z jaką piszesz i przedstawiasz spacer włączając różne fakty historyczne, spostrzeżenia i wydarzenia dziejące się w danym momencie powodują, iż ma się wrażenie przebywania tam z Wami. Tak jak stwierdziłaś, coś dla ducha i ciała ( już mi się jeść zachciało czytając o bułkach i plackach) bardzo zachęciło mnie do odwiedzenia tego miejsca ( nie chodzi tylko o jedzenie ma się rozumieć :)). Gratuluję i powtórzę się, że winnaś pisać zawodowo!
    Byłem w Pradze jako dziecko i mało pamiętam z tej wyprawy, ale pewne jest,że muszę wygospodarować czas i środki na podróż do czeskiej stolicy w najbliższym możliwym terminie.
    Dziękuję za relację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Towarzyszu, zawstydzasz mnie po raz kolejny. jednocześnie Twój entuzjazm tylko mobilizuje mnie, żeby i do kolejnej relacji się przyłożyć :)

      a placki - niebo w gębie, tylko dla nich mogłabym tam bywać regularnie :)

      Usuń
  3. Wielki plus za to, że bardzo lekko czyta się ten post :) Sama byłam tylko w Pradze "przelotem", a podejść do weekendowej wycieczki miałam chyba z 5 i zawsze coś poszło nie tak ;< Ale jak to się mówi... co się odwlecze to nie uciecze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja miałam tak samo, też od lat planowałam Pragę i bardzo często w ostatniej chwili coś mi wypadało i musiałam to przekładać na bliżej nieokreślony czas. i w końcu się doczekałam także pewnie i Ty w kńcu tam dotrzesz :)

      i tego, no, dziękuję :)

      Usuń
  4. W Pradze jeszcze nie byłem, ale po Twoim poście i zdjęciach widzę, że warto. Z Pragi mam jakąś pocztówkę otrzymaną przez PC. W Czechach byłem jedynie w Brnie - stolicy Moraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja byłam tylko w Pradze i na kilka godzin w Ołomuńcu w drodze powrotnej z Wiednia, ale Brno jak i jeszcze kilka innych pięknych czeskich miast jest na mojej liście "muszę zobaczyć" :)

      Usuń
  5. Nie byłam w Czechach (znaczy byłam, na granicy na Śnieżce i nigdzie więcej :<), ale pocztówek trochę stamtąd mam. I z Pragi i z innych miejsc. Miałam być w Pradze w tym roku, ale mimo kupionych biletów, nie udało mi się pojechać... do tej pory nie mogę tego przeboleć :/
    Po relacji i zdjęciach widać, że warto się tam wybrać, choć z góry można założyć, żeby pojechać tam na kilka dni, bo w jeden się na pewno człowiek ze wszystkim nie wyrobi :D Smakowicie wyglądają te kręcone ziemniaki, a to coś na l... z opisu sprawia, że ślinka cieknie :D! No i czeskie piwo mmm piłam, i było mega dobre :D
    "Hupky dupky"? Hahaha dobre to zdjęcie na koniec, bo brzmi genialnie choć nie mam pojęcia co oznacza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to tak jak ja z Mediolanem! dwukrotnie miałam już kupione bilety i dwukrotnie musiałam z tych wyjazdów rezygnować... trzymam kciuki, żeby w końcu udało Ci się dotrzeć do Pragi, bo jest naprawdę tego warta :)

      a czeskie piwo jest najlepsze na świecie, koniec kropka. żadne belgijskie, żadne niemieckie, czeskie to klasyk!

      co do królików "hupky dupky" też nie mam pojęcia co to oznacza, pewnie coś o zbieraniu tyłka w troki i spieszeniu się, ale również uznałam, że choć samo w sobie zdjęcie najlepsze nie jest to idealnie nadaje się na zakończenie posta :D

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że niedługo i ja zobaczę Pragę..Świetne zdjęcia :) Nie wiem, czy już tego nie pisałam, chyba nie. Baardzo podoba mi się Twój kolor włosów :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja przyjaciółka była w tym roku w Pradze, w wakacje. Zachęciła mnie do odwiedzenia tego miasta.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety nie byliśmy jeszcze w Pradze chociaż bardzo byśmy chcieli! Na wielu zdjęciach faktycznie Praga przypomina Paryż ;) Może niedługo też nam się uda pojechać ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli spodobał Ci się post, będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad - napisz komentarz, daj lajka pod postem na FB lub polub mój profil na FB: Pasażerka palcem po mapie





SZABLON BY: PANNA VEJJS.