Planując relację dotyczącą tej wyprawy byłam przekonana, że pisząc o Batumi zmieszczę się w jednym poście, bo w porównaniu z Tbilisi nie ma tu zbyt wielu mniej lub bardziej turystycznych miejsc. Przez trzy dni oglądaliśmy te same miejsca, spacerowaliśmy po tych samych uliczkach, jedynie od czasu do czasu odkrywając coś nowego. Kiedy jednak zabrałam się już do spisywania swoich wrażeń i wybierania zdjęć okazało się, że jest tego znacznie więcej niż mi się wydawało. I tak z jednego posta o Batumi... zrobiły się trzy. Mieliście okazję już zapoznać się z miastem w jego historycznej oraz nowoczesnej odsłonie. Dzisiaj natomiast zapraszam was na moje pożegnanie z Batumi i jego wybrzeżem. Tym razem czekają na was głównie zdjęcia - ale może to i lepiej, bo czasem mam wrażenie, że moje posty są zbyt długie i nikt ich tak naprawdę nie czyta :)
|
jedna z ulubionych rozrywek tutejszych Gruzinów |
|
psi przyjaciele towarzyszyli nam bardzo często w trakcie naszych spacerów |
|
stare, brzydkie i nowe bardzo często towarzyszyły sobie nawzajem na ulicach |
|
tuż za tym obskurnym blokiem kryje się meczet i zaczyna już starówka |
|
gmaszysko olbrzymiego starego hotelu jak z horroru, wieżowce i... chińska pagoda |
|
i znowu - wszystko w jednym miejscu |
|
bloki jak ze slumsów a stoją tuż przy bulwarze z widokiem na morze |
W końcu nadchodzi moment ostatecznego pożegnania z Batumi. Po trzech dniach wyjeżdżamy po południu w kierunku Kutaisi, gdzie znajduje się nasze lotnisko. Lot mamy co prawda dopiero o 5 rano, ale niestety marszrutki nocą nie jeżdżą, przynajmniej nie te publiczne. Na miejscu jesteśmy więc już koło godziny 19, ale okazuje się, że lotnisko chociaż małe (obsługuje tylko kilka lotów w tygodniu) jest urządzone z myślą o turystach spędzających tu noc. Pośrodku budynku, przed strefą odpraw, znajduje się coś w rodzaju oszklonego okrągłego patio, wokół którego umieszczone są szerokie parapety wyłożone wykładziną imitującą sztuczną trawą oraz szerokimi płaskimi pufami. Kiedy przyjechaliśmy na sztucznym trawniku rozbiła się już jakaś para, my natomiast zajęliśmy jedną z puf, na której swobodnie można było się położyć i przespać. Początkowo trochę się krygowaliśmy, ale kiedy okazało się, że obsługa nie zwraca zupełnie na nas uwagi, położyliśmy się spać - podobnie robili wszyscy pozostali, którzy tak jak my czekali na ten poranny lot. W moim rankingu lotnisk do spania to zdecydowanie wybija się aktualnie na pierwsze miejsce. Warszawa przywitała nas deszczem i zdecydowanie niższą temperaturą niż Gruzja... W końcu to połowa kwietnia.
Tu kończy się nasza tygodniowa przygoda z Gruzją, ale to nie koniec gruzińskiej tematyki na blogu - przed nami jeszcze post o gruzińskiej kuchni, w której się bezapelacyjnie zakochałam. Niewykluczone też, że znów udam się do Gruzji, ponieważ kraj zrobił na mnie ogromne wrażenie i wyjeżdżałam z niego pełna pozytywnych wspomnień i skojarzeń. A wtedy czeka was kolejna porcja moich przydługich postów i miliona zdjęć, których nigdy nie umiem wybrać (a to co prezentuję to i tak jakieś 10% wszystkich robionych w trakcie wyjazdów).
Jak wam spodobała się Gruzja? Czy sami wybralibyście się w tamte strony czy raczej ten kierunek was zupełnie nie interesuje?
Cudownie! Zdjęcia robią wrażenie. A o gruzińskiej kuchni już nie raz słyszałam, że jest wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńja też słyszałam, próbowałam nawet czegoś w Polsce, ale to co tam jadłam to prawdziwe niebo w gębie! :)
UsuńDzięki tym zdjęciom mogłam się troszkę oderwać od codzienności i powspominać moje wyjazdy! Tak dawno nigdzie nie byłam, że aż tęsknię do zwiedzania i odkrywania nowych zakątków świata! :) Zdjęcia są cudne!
OdpowiedzUsuńGruzja jak już kiedyś pisałam nie jest popularnym miejscem, które ludzie wybierają na wycieczki i pewnie przed zainteresowaniem się postcrossingiem nawet bym nie pomyślała o tym kraju, choć teraz... myślę, że cieszyłabym się z takiego wyjazdu :)
oj, mnie też ostatnio ciągle nosi i jak czytam czyjeś podróżne posty to nosi mnie jeszcze bardziej :)
UsuńCzytają, czytają - przynajmniej ja czytam ;)
OdpowiedzUsuńCzy te psiaki mają na uszach jakieś specjalne klipsy?
Wspaniale jest pooglądać i poczytać o kraju, w którym się nigdy nie było, a widoki na niektórych zdjęciach są przepiękne. Czy osobiście bym się tam wybrała, jeszcze nie wiem, musiała bym więcej poczytać i rozbudzić swoją ciekawość, ponieważ wiem o Gruzji bardzo mało.
Jeśli chodzi o kuchnię gruzińską, to również słyszałam wiele dobrego i za każdym razem, gdy jestem w Krakowie zaglądam do restauracji Gruzińskie Chaczapuri, gdzie pysznie karmią i w dodatku w dobrej cenie :)
tak, wszystkie, które spotkaliśmy miały takie kolczyki, a że wyglądały na bezdomniaczki to podejrzewam, że były w ten sposób jakoś ewidencjonowane.
Usuńw Gruzińskim Chaczapuri też byłam, tyle że we Wrocławiu i fakt, bardzo dobre mają tam jedzenie. ale jednak co oryginalna kuchnia to oryginalna kuchnia :)
Chetnie przespacerowalabym sie tym brzegiem.
OdpowiedzUsuńi z pewnością nie zawiodłabyś się tym spacerem! :)
UsuńNajwiększą uwagę zwróciłam na pieski, a raczej ich uszy. Czy ja dobrze widzę, że one są zakolczykowane jak u nas np. krówki :)
OdpowiedzUsuńtak, wszystkie, które spotkaliśmy były zakolczykowane. wyglądały na (zadbane, ale jednak) bezdomniaczki więc podejrzewam, że to był jakiś sposób ich ewidencjonowania.
UsuńNigdy nie zachwycałam się Gruzją ani w ogóle tamtą częścią świata. Potem na blogach zaczęły pojawiać się relacje z Armenii, z Gruzji, a ja zaczęłam się zachwycać tamtejszymi widokami. Potem nieco łyknęłam ten temat na studiach i zaczęłam zastanawiać się nad wyjazdem grupowym w te rejony, co ostatecznie przesunęło się w czasie i już zupełnie mi nie pasuje terminowo. Gruzja odejdzie więc w zapomnienie...
OdpowiedzUsuńMnie długie posty nie przeszkadzają, bo wiem że sama także często takie tworzę :p Choć wiem, że niektórzy też ich nie czytają...
Widoki na bulwar nawet, nawet. To wzburzone morze wygląda świetnie! Te okropne bloki już mniej... Myślę, że skusiłabym się na wizytę w tym mieście, właśnie ze względu na te kontrasty chociażby :)
Ooo i czekam na post o gruzińskiej kuchni! :D
Usuńfakt, bloki były paskudne, zwłaszcza, że tam każdy przebudowuje według własnego widzimisię więc tym bardziej wygląda to chaotycznie, ale... taki już urok Gruzji :)
Usuńa post o gruzińskiej kuchni na pewno będzie, tylko muszę zwalczyć mój brak weny.
Nie myślałam nigdy o tym żeby wybrać się do Gruzji, bardziej zawsze marzyłam o jakichś historycznych, znanych miejscach np w Grecji, ale powoli zmieniam zdanie. Każde miejsce warte jest zobaczenia, każde jest inne i jedyne w swoim rodzaju. Zaintrygowałaś mnie tą gruzińską kuchnią! Nie mam o niej pojęcia, jestem bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńwow, wow, wow! Miasto nieco zaniedbane, ale ma swój urok, a wybrzeże robi ogromne wrażenie! Zawsze natura najbardziej chwyta mnie za serce :) Chętnie bym się wybrała kiedyś do Gruzji, to piękny kraj :)
OdpowiedzUsuń